no dobra, przyznaje, ze troche oszukalam wczoraj i zgrzeszylam ogladajac red carpet, ktory uprzednio z-dvr-owalam (ok, ceremonie tez mam nagrana, tak na wszelki wypadek, jakby mi sie nudzilo w tym tygodniu).
i powiem tylko jedno. kurwa starzeje sie. a poczym poznaje? ze wszystkie ciacha, na ktore zawsze lecialam, staly sie z dnia na dzien starymi dziadami. george clooney - hello?? nie dosc, ze badziewna fryzura to kurde calkiem biala. no nie mogli go jakos podrychtowac? a potem niemalze spadlam z kanapy jak wkroczyl antonio banderas z wielka, siwa broda. wtf??!!!? melanie wiadomo, niedlugo zamieni sie w
cat lady , no ale uber-ciacho antonio? co on kurde teraz, trenuje do roli fidela castro u schylku zycia? jedyne co mnie uspokoilo to meryl streep, zawsze wyglada tak samo, czas stanal w miejscu, gracja i talent. everybody loves meryl. jednym ze najsmieszniejszym akcentow wieczoru byl jednak ryan seacrest, ktory powiedzial sarah jessica parker, ze sie w ogole nie starzeje. nawet SJP sie zawachala, i zdecydowanie bylo widac ze jej mozg skanuje instesywnie, czy w tej niewinnej wypowiedzi znajduje sie sarkazm. me love me some carrie bradshaw, no ale ludzie. ze tak powiem poster child jesli chodzi o zestarzenie sie na oczach mas.
a na marginesie to ta laska z avataru na normalnie jest przesliczna. troche jak thandie newton. no i kto mial najfajniesza suknie Waszym zdaniem?