Tuesday, November 25, 2008

happy turkey day

thanksgiving jest zdecydowanie moim ulubionym świętem. zero presji komercyjnej, zero religii, obchodzi tu je każdy, nawet najświeższy imigrant, bez względu na background etniczny czy religijny (w przeciwieństwie do bożego narodzenia, które nie wszyscy obchodzą i co ludziom w polsce, a szczególnie niektórym członkom mojej rodziny, nie mieści się w głowie). po prostu obiad w rodzinnym gronie, w podtekście "giving thanks" i dobre jedzenie. role główną w kolakcji dziękczynnej gra rzecz jasna indor, a cała reszta jest z reguły sezonowo- jesienna.

jutro pakujemy manatki po robocie i uderzamy w kierunku tahoe. ponieważ nasz domek ma w pełni wyposażoną kuchnię, zabieramy ze sobą samochód pełen jedzenia. hubby jest odpowiedzialny za indyka oraz stuffing, ja natomiast za brukselkę z boczkiem, zieloną fasolkę z grzybami, słodkie ziemniaki z syropem klonowyom oraz sosem z żurawiny (zalewasz świeżą żurawinę wodą z cukrem i gotujesz z 30 min). zamówiłam też w piekarni pumpkin pie. w tahoe ma padać śnieg, więc kto wie, może się załapiemy na dwa w jednym: thanksgiving i white christmas.

Monday, November 24, 2008

cięcia budżetowe

dziś na zebraniu dowiedzieliśmy się, że firma jest przymusowo zamknięta na okres od 25 grudnia do 4 stycznia. my, kontraktorzy (łącznie z moim szefem, który jest kontraktorem), oczywiście mamy urlop bezpłatny. pracownicy stali muszą wziąć dni wolne ze swojej puli wakacyjnej, jak już nie mają na ten rok, biorą z wakacji 2009. taka była oficjalna wiadomość dla pracowników:

"Last week, in response to the challenging global economic environment, XYZ introduced a series of expense-management initiatives aimed at decreasing the company's overall expenses by the end of Fiscal Year 09.

As part of that effort, XYZ will implement a mandatory year-end shutdown of the US-Canada markets from December 25, 2008, to January 4, 2009, with some exceptions for targeted business-critical teams.

During the shutdown, XYZ's US-Canada offices will "power down" with limited services available to employees. By closing these offices, XYZ reduces its overall facility expenses as well as its liability and payroll expenses. For example, when PTO is taken and recorded, those expenses are significantly minimized, contributing to the efforts to reduce operating expenses. These actions result in cost savings of tens of millions of dollars for XYZ."


Sunday, November 23, 2008

livin' it up in hotel california

kolejny piekny, słoneczny weekend za nami. w takie dni zdażają mi się epifanie i wczoraj uzmysłowiłam sobie, że może faktycznie TYLKO kalifornia i że warto płacić od cholery i gnieździć sie na małej powierzchni za absurdalne pieniądze, jeśli w zamian dostajemy niezwodne błekitne niebo i słońce, zawsze idealną temperaturę 20C, bryzę od oceanu, ptaki świergolą 365 dni w roku oraz generalnie love and peace for all. takie niezmiennie słoneczne weekendy rekompensują nawet najbardziej zjebany tydzień w robocie, godziny spędzone w korkach i 8 godzin dziennie w biurze bez okien (tzn okna są, ale ponieważ biuro przypomina hale/dworzec, akurat okna sa bardzo daleko od mojego biurka i w efekcie cały dzień siedzę pod jarzeniówkami).

nowy james bond beznadzieja. siora ostrzegała i miała rację. w sumie olałam akcję zupełnie i przez cały film skupiłam
się tylko i wyłącznie na genialnej noszalancji z jaką daniel craig nosi garnitury i smokingi oraz na jego oozing sexiness. hubby był najbardziej rozczarowany brakiem aston martina. i o co chodzi z tymi fordami? czyżby james bond też poczuł recesję?

Thursday, November 20, 2008

ciezkie czasy ida

w zeszlym tygodniu kilka mil od mojego biura miala miejsce strzelanina. facet (na stanowisku inzyniera) zostal zwolniony i poprosil o ostatnie spotkanie z glownodowodzacymi firmy. po czym na owym spotkaniu zastrzelil prezesa, wiceprezesa oraz dyrektorke kadr, a nastepnie uciekl. aresztowano go dzien pozniej. kurtyna.

Wednesday, November 19, 2008

blerg!

najlepszym lekiem na wszelkie smutki swiata jest maraton 30 Rock. niedlugo przejde kompletna metamorfoze w doppelgangera liz lemon (wishful thinking, wiem). and everyone can eat my poo.

Monday, November 17, 2008

if this is your first night at fight club you have to fight

normalnie widzę jak w slo-mo jak dopada mnie dół. wczoraj było ok, dziś nie jest ok. myślałam, że pewne niewygodne sprawy jestem w stanie zracjonalizować, mind over matter, when life gives you lemons make lemonade, i zachować się jak rasowa dama salonowa, z wdziękiem i klasą, a jednak. w dniu takim jak dziś przydałby się alter ego, jak w fight club, ktory by mi porządnie przyłożył.

Friday, November 14, 2008

chyba jest pełnia

Oj, bardzo zly dzien. Bardzom zmeczona indeed. Kilka srednio przespanych nocy plus zapierdal w robocie plus nie-przyznam-sie-ile godzin w samochodzie = efekt starego kapcia/chomika na ryju plus chec ucieczki bardzo bardzo daleko, rowniez i od tego faceta, co go poslubilam. Odnosnie efektu chomika na ryju, to mam wrazenie, ze z dnia na dzien z jedrnej dwudziestolatki zamienilam sie w wymieta trzydzieche. Po czym wczoraj sobie uzmyslwilam, ze moje urodziny nie sa kiedys tam pod koniec roku, tylko za 5 tygodni. I ze byc moze wlasnie przekroczylam ten magiczny prog w kwestii zmarch i obwislych polikow.


Czeresienka na torcie jest wizyta moich tesciow, w chwili obecnej pewnie ladujacych na plycie lotniska san jose. Z tym tesciami to jest dosc ambwiwalentnie. Z jednej strony sa to ludzie o wielkim sercu, ktorzy nigdy nie oceniaja (ani nas ani bliznich generalnie – co dla mnie jest na szczycie listy w wielkiej ksiedze zalet ludzkich), nie sa malostkowi i generalnie rzecz biorac sa szczerze mili i bardzo kochajacy. Z drugiej strony- sa jednymi z najbardziej neurotycznych ludzmi z jakimi mialam kiedykolwiek do czynienia. Kilka dni wizytowani i ich dziwactwa staja sie szybko nie do zniesienia. Nie bede opisywac publicznie do czego sa zdolni w gestii zachowan niewytlumaczalnych i moim zdaniem paranoidalnych, bo po co, w kazdym razie czasami jest ciezko byc mila i cierpliwa i sie zawsze usmiechac, bo czasami chce sie powiedziec „what’s wrong with you people?!?”. I tak to. Zyczcie mi milego weekendu.

Wednesday, November 12, 2008

alex & me

jadąc dziś do pracy znalazłam na jednych z trzech NPR które mam zaprogramowane w swoim samochodowym radio (jedno z monterey, jedno z san jose i jedno z san francisco- w zależności od mojej lokacji, jestem w stanie zawsze słuchać przynajmniej jednej ze stacji, a czasami też dwóch na zmianę - tak, mam lekkie OCD) fresh air (o fresh air napiszę kiedyś chyba oddzielną notkę, terry gross jest moją idolką) w którym terry gross rozmawia z kobietą o imieniu irene pepperberg. irene pepperberg jest naukowcem i przez ostanie 30 lat obiektem jej badań była papuga alex. alex bynajmniej nie był zwykłą papugą- znał ponad 100(!) słow, umiał liczyć do sześciu i rozumiał koncept liczb, kolorów, rozmiarów, rozpoznawał ponad 50 różnych przedmiotów a jego poziom rozwoju emocjonalnego był porównywalny do dwuletniego dziecka. alex zmarł rok temu w wieku lat 31 i ta pani wlaśnie napisała książkę o przebiegu jej badań i ich przyjaźni, alex & me. polecam ten odcinek fresh air (można ściągnąć z itunes), jest na prawde fascynujący. jej odkrycia i wnioski na temat ptasiej i generalnie zwierzęcej inteligencji są niesamowite.

Tuesday, November 11, 2008

just a small town girl livin in a lonely world

wybory, wybory, i po wyborach. zrobiło się tak trochę anty-klimaksowo. jedyne co, to teraz położyć się na wznak na katafalku i czekać aż zbawi nas święty i wszechmocny obama. niby szykują się jakieś ulgi podatkowe dla zwykłych szaraków, więc ja poproszę jak najszybciej.

pogoda tez anty-klimaksowa, nie da się już ignorować zimnych nocy i udawać,że cały czas jest lato. co prawda w naszym zakątku kalifornii nie ma zbyt wielu oczywistych oznak zmian pór roku, takich na przykład jesiennych liści, ale akurat sąsiedzi kilka domów obok mają kilka klonów przed domem i te klony są już prawie łyse, a ich trawnik jest wyściełany pięknym liściastym dywanem. nelo kocha tam sikać i generalnie wszystko obwąchiwać, więc se tak ostatnio codziennie w tych liściach fajnie brodzimy, i jest dość nostalgicznie.

wczoraj też odkurzyłam swoje europejskie korzenie, albowiem zakupiłam butelkę campari i se sączyłam cały wieczór, campari and soda plus splash of OJ. euro-izm ćwiczymy do stycznia, bowiem w styczniu kierunek geneva oraz france. szukam jakiś dostępnych cenowo hoteli w genevie i na obecnym etapie już same francuskie nazwy hoteli wprawiają mnie w euforię. i co z tego, że hotel savoy tudzież hotel cristal to potencjalnie obskurne dziury. wizje croisantów na śniadanie, banków szwajcarskich oraz wielkiego świata są w obecnej chwili moją jedyną motywacją na następne 2 miesiące.

Sunday, November 9, 2008

But a RocknRolla, oh, he's different. Why? Because a real RocknRolla wants the fucking lot

jestem chyba bliska przedawkowania mojej brytyjskiej inwazji albowiem wymieszały mi się wszystkie możliwe wątki z ostatnich kilku tygodni. jeśli chodzi o rocknrolla, to pewnie nie odkrywa on artystycznej ameryki, ale za to zapewnia nieprzerwaną i stuprocentową rozrywkę oraz klasycznie - milion wątków, które jakoś magicznie łączą się w całość w ostatnich pięciu minutach. w efekcie w ciągu 2 godzin z fotela spadłam z pięć razy od tego całego suspęsu i ogólnego overloadu. no i ten soundtrack.


Friday, November 7, 2008

happiest time of the year

wczoraj wieczorem kątem oka zarejestrowałam w tiiwii po raz pierwszy w tym sezonie bona fide reklamę świąteczną (bodajże gadżetów z hallmarku). przyszedł też z tydzień temu katalog z pier 1, a w nim na pierwszej stronie ozdoby choinkowe. dzień po halloweenie udałam się do naszego lokalnego drug store i półki z ozdobami halloweenowymi były wymieniane na półki z bombkami choinkowymi, światełkami i innym badziewiem stricto krismasowym. 1 listopada!!! tak mnie to wkurwiło, że nie wiem. jasne, recesja i generalnie niedługo pewnie wszystko się zawali (a ocali nas li i jedynie obama). owszem, sprzedawcy detaliczni ogłosili bodajże wczoraj, że zeszły miesiąc był najgorszy od 30 lat i teraz wszyscy sie głowią, jak wydusić z klientów każdy możliwy grosz w sezonie świątecznym (czyli jak nalać z pustego). ale 8 weeks of christmas?????? przesada lekka może?

i flickr, you flickr, we all flickr!

nasz nowy prezydent załadowal na flickera zdjęcia z nocy wyborczej. fascynujace.

Wednesday, November 5, 2008

how i got my country back

wczoraj wieczorem po przemowie naszego nowego prezydenta, wyszlismy z hubbim na tzw. "miasto" (a raczej na mieścinę). sceny uliczne jakie zastalismy to mieszanka Y2K łamane przez swoiste mardi gras. ludzie odpalali fajerwerki, petardy, sztuczne ognie, przez glowna ulice centrum przejezdzal sznur samochodow z kierowcami trabiacymi na maksa klaksonami, muzyka, okrzyki i generalnie love and peace for all. nastepnie udalismy sie do baru na szampana, wznieslismy toast. brand new day.

*****

hubby stwierdzil: "i feel like i FINALLY got my country back". trudno sie nie zgodzic. jest szansa, ze ultra-konserwatywna, pro-wojenna, anty-dyplomatyczna ameryka z kretynskim bufonem u steru przejdzie do historii. oby.

*****

jest to dla mnie niesamowite, ile ludzi głosowało. nie chodzi nawet na kogo. sam fakt, ze ludzie stali w kolejkach godzinami OD TYGODNI, żeby oddać swój głos - moim zdaniem potęga i szacunek dla narodu. i jeśli to nie jest demokracja, to nie wiem co jest.

*****

i na koniec, odnośnie przemowy mccaina. aż mi go było żal. to był mccain, którego dażyłam sympatia półtora roku, czy dwa lata temu. facet z klasa. hm - maverick. moim zdaniem, ostatnia ofiara machiny republikańskiej.

Tuesday, November 4, 2008

bring the champagne

paaaaaaaaaaaaartyyyyyyyyyyyyyyyyyyy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

cnn projection 8pm PST

jezu jezu jezu. could this be true.

one step forward, two steps back

jedną z najbardziej kontrowersyjnych legislacji na kalifornijskiej karcie do głosowania w dzisiejszych wyborach jest "proposition 8". dodam, że karta głosowania bardziej przypomina pewnie książkę, bo jest cała masa legislacji i propozycji budżetowych na skali stricto lokalnej oraz stanowej.

o co chodzi z prop 8. w maju tego roku kalifornijski sąd najwyższy, w wyniku głosowania, zatwierdził prawo do ślubu dla par homoseksualnych. ponieważ sprawa jest kontrowersyjna, zebrano wystarczającą ilość podpisów, aby nad tą legislacją głosować w wyborach powszechnych. (w ramach systemu "checks and balances")

"Proposition 8 is an initiative state constitutional amendment on the 2008 California General Election ballot, titled Eliminates Right of Same-Sex Couples to Marry. If passed, the proposition will "change the California Constitution to eliminate the right of same-sex couples to marry in California." A new section would be added stating "only marriage between a man and a woman is valid or recognized in California."

na dzień dzisiejszy sondaże wskazują, że prop 8 zostanie najprawdopodobniej zatwierdzona, czyli małżenstwa homoseksualna zostaną z powrotem zdelegalizowane.


Monday, November 3, 2008

with bated breath

no więc. już jutro. chyba oszaleję z tego suspęsu. bardzo żałuję, że nie mogę jeszcze w tych wyborach głosować. założę się też od 20 bucksów, że nie będziemy znali rezultatów ani jutro w nocy, ani w środę, ani przez najbliższe dni czy nawet tygodnie. będą recounts, contests, będzie wywlekany ACORN, dużo też ludzi głosowało przez absentee vote, zanim wszystko jedni zliczą, potem drudzy podważą .... mam nadzieję, że się mylę. w każdym razie: GO OBAMA.

rain, schmain

wraz z ciemnością nadszedł deszcz (w górach Santa Cruz spadło 5 cali, czyli 13 cm) a wraz z deszczem takie rozrywki lokalne jak mudslides, rockslides oraz karambole. nie przyznam się za chiny ile czasu mi zajął dojazd do pracy w piątek przez cholerną highway 17. przyczynami opóźnień było a) częściowe zamknięcie siedemnastki b) karambol pięciosamochodowy na siedemnastce c) szereg kolizji w los gatos. w każdym razie jak już dojechałam do roboty, byłam bardzo bliska płaczu, załamania nerwowego i generalnie sięgnęłam dna moralnego.

w weekend za to bardzo malowniczo zacinał deszcz i wiało. prawie jak halny. idealna pogoda kocykowo-kanapowo-filmowa. fajna zmiana bo 6 miesiącach uporczywego słońca. gdyby nie ta cholerna 17, to byłoby całkiem milutko.