Sunday, November 23, 2008

livin' it up in hotel california

kolejny piekny, słoneczny weekend za nami. w takie dni zdażają mi się epifanie i wczoraj uzmysłowiłam sobie, że może faktycznie TYLKO kalifornia i że warto płacić od cholery i gnieździć sie na małej powierzchni za absurdalne pieniądze, jeśli w zamian dostajemy niezwodne błekitne niebo i słońce, zawsze idealną temperaturę 20C, bryzę od oceanu, ptaki świergolą 365 dni w roku oraz generalnie love and peace for all. takie niezmiennie słoneczne weekendy rekompensują nawet najbardziej zjebany tydzień w robocie, godziny spędzone w korkach i 8 godzin dziennie w biurze bez okien (tzn okna są, ale ponieważ biuro przypomina hale/dworzec, akurat okna sa bardzo daleko od mojego biurka i w efekcie cały dzień siedzę pod jarzeniówkami).

nowy james bond beznadzieja. siora ostrzegała i miała rację. w sumie olałam akcję zupełnie i przez cały film skupiłam
się tylko i wyłącznie na genialnej noszalancji z jaką daniel craig nosi garnitury i smokingi oraz na jego oozing sexiness. hubby był najbardziej rozczarowany brakiem aston martina. i o co chodzi z tymi fordami? czyżby james bond też poczuł recesję?

3 comments:

Anonymous said...

samochod byl, ale przeciez wpadl w przepasc, wiec na drugi juz pewnie nie mogli sobie pozwolic

ania k said...

no dobra hjuston, ale czy musial wpadac w przepasc w pierwszych 5 minutach filmu?

Anonymous said...

Samochod byl. James Bond zawsze reklamuje brytyjskie marki jako, ze sam pochodzi z GB. Aston martin stal sie czlonkiem GM, no i z tego te fordy. Po ostatnim filmie bonda, casino royal, gdzie grala najnowsza wersja mondziaka, sprzedaz osiagnela niepotyczne wyniki. Teraz gral nowy ford Ka, ktorego jeszce nie ma w produkcji seryjnej, no ale zwazywszy na kontekst filmowy, pewnie i on bedzie sukcesem. Ostatnio widzialam z Brosmanem bonda i to dopiero byla porazka. tamten byl okropny placek, zero miesni, co zwazywszy na akrobacje, wydaje sie byc niezbednym atrybutem bonda. Scena wyjscia z morza... kwintesencja meskiego ciala....