Friday, August 29, 2008

Governor Sarah Palin

tak wczesnie rano a juz dopadla mnie histeryczna glupawka. patrzac z retrospektywy w sumie jest to logiczne, ze mccain a raczej jego think tank wybral kobiete jako kandydata na VP. w koncu rozgoryczeni fani clintonowej sa jego jedyna szansa.

Thursday, August 28, 2008

dlugi weekend

jutro ( a wlasciwie w sobote rano, bo zajedziemy mocno w nocy) bedziemy ogladac te widoczki. jezdzimy w to samo miejsce od kilku lat. mono county, california.


natural born leader

aaaach, obama. moglabym go sluchac godzinami. nie zawiodl. GO OBAMA!!!!!!!!!!!!!!


Wednesday, August 27, 2008

jutro

jutro obama wyglasza swoja acceptance speech. nadal uwazam, ze wszyscy politycy to klamcy i zlodzieje, aczkoliwek jesli ktos mialby ta opinie zmienic, to pewnie obama. no ma facet w sobie cos. aure, charyzme, cos tam. cos, co powoduje, ze wierze kazdemu jednemu slowu, jakie splywa z jego ust. tak wiec bede obamie jutro kibicowac. bardzo dobrze pamietam jego keynote speech sprzed 4 lat i jak mnie wtedy doslownie wmurowalo, jak ja uslyszalam. byla niesamowita, wyjatkowa, poruszajaca i taka NOWA, w porownaniu z belkotem innych politykow (i demokratow, i republikanow) . jestem ciekawa, co nam obama zaprezentuje jutro.

co do gara

ostatnio mam faze na tzw. dania jednogarnkowe. zdecydowanie jestem zwolenniczka domowych posilkow, ale tez zdecydowanie nie kocham stania nad garami CODZIENNIE. tak wiec ostatnio gotuje w niedziele, starcza do do polowy tygodnia, a od srodka tygodnia idzie jakos z gorki, zawsze sie cos wymysli w miare szybkiego. w piatki przewaznie wychodzimy na obiad, a w soboty mam znowu energie na kombinowanie.

kryterium mam jedno: nie moze byc zbyt tuczace. odpadaja wiec wszelkie zapiekanki makaronowe i lasagne. z trudem sie mieszcze ostatnio w swoje spodnie, mezowi tez brzuch cos urosl, wiec makaronu nie mam sumienia gotowac. na razie sprawdzily sie:
1. turkey chilli
2. beef burgundy
3. chicken cacciatore
4. fasolka po bretonsku

szukam dalej dobrych kandydatow. ma ktos jakies dobre pomysly? sugestie? thank you from the mountain.

Tuesday, August 26, 2008

celebrity endorsement

co 4 lata celebrities wychodza z cienia palm rodeo drive tudziez basenow hollywood hills w celu wsparcia ktoregos z kandydatow na prezydenta. tradycyjnie, kandydat demokratow ma tych celebrity endorsements od cholery, bo i artysci i celebrities przewaznie poglady maja demokratyczne. klasyczny przyklad to akcja "rock the vote", ktora w 1996 przyczynila sie w duzej mierze do zwyciestwa clintona. i clinton i al gore i john kerry historycznie bratali sie z celebrities. busha z celebrities jakos nie kojarze. natomiast wczoraj nieomal umarlam ze smiechu, jak uslyszalam ze niejaki daddy yankee wystapil publicznie z mccainem, dajac mu swoje poparcie. nie wiem, jak bardzo daddy yankee jest znany w kulturze mainstreamowej, w kazdym razie mi sie kojarzy z jednym: BOOTY DANCING. no dobra, jeszcze z gangami portorykanskimi w NYC. skad znam daddy yankee? mieszkajac w NYC trudno go zignorowac, niestety, jest wszechobecny. dla ciekawych ponizej teledysk daddy yankee, raz:




no wiec to surrealistyczne zestawienie zgrzybialego, wasp-owatego mccaina i booty lover daddy yankee doprowadzilo mnie do totalnej glupawki





p.s. no dobra, przyznam sie, ze jak czasami na meksykanskiej stacji radiowej poleci "rompe", to podkrecam na glosno. ale tylko z nostalgii ;-) a meksykanskiego radia slucham jak mi sie znudzi NPR :-)

khyber pass

wczoraj jak wlasnie sie zbieralam do gotowania obiadu, wysiadl nam prad. f. udal sie na rekonesanas w kierunku dwoch ciezarowek PG&E zaparkowanych 2 domy dalej i zostal poinformowany, ze nie bedzie pradu przez nastepne 4 godziny. a ze trzeba bylo cos zjesc, wybor padl na nowa restauracje afganska, khyber pass. byl to moj afganski debiut. werdykt: niebo w gebie. generalnie podobne do hinduskiego, aczkolwiek danie ktore zamowilam, o nazwie bouranee baunjan (pomidor, bakalzan, jogurt) bylo zupelnie nie-podobne do hinduskiego. i fenomenalnie wysmienite. mniam.

Sunday, August 24, 2008

carbon footprint



wg wiki:
A carbon footprint is a "measure of the impact human activities have on the environment in terms of the amount of greenhouse gases produced, measured in units of carbon dioxide".[1] It is meant to be useful for individuals, nations and organizations to conceptualize their personal (or organizational) impact in contributing to global warming. A conceptual tool in response to carbon footprints are carbon offsets, or the mitigation of carbon emissions through the development of alternative projects such as solar or wind energy or reforestation.

korporacja, w ktorej kontraktuje, stara sie edukowac pracownikow i pomoc im zwizualizowac impakt, jaki kazdy z nas ma na srodowisko. w restauracji pracowniczej znajduja sie, strategiczne umieszczone, takie oto informacje:





kazdy moze sobie wyliczyc, jaki impakt jego kanapka z serem bedzie miala na srodowisko i dojsc do wniosku, ze jesli kochaja matke ziemie to jednak powinni przejsc na wegetarianizm. fajne, nie? korporacja mysli o srodowisku i globalnym ociepleniu, podejrzewam, ze poza tymi ulotkami wydzial PR opracowal rowniez starannie mission statement korporacji o jej wysilkach zmierzjacych do redukcji emisji CO2.

a teraz obrazek z pietra wyzej. tzw "break room", z kawa , lodowka i napojami.





zdjecie robione o 9 rano. mysle ze 0k. 8 przychodzi ktos, kto laduje ja tymi wodami po brzegi. ok. 17 lodowka jest pusta. mysle, ze schodzi tych butelek 0.5l z 300 dziennie. dodam, jest to jedno z 3 pieter - czyli ok. 1000 butelek na budynek. budynkow na campusie korporacji jest 30.

na koniec dodam, ze jest to pierwsze biuro, w ktorym pracuje, gdzie nie ma 5-galonowych (19 litrow czyli 38 takich malych butelek) baniakow dla pracownikow, tylko indywidualne butelki.



Wednesday, August 20, 2008

next stop: bangalore, india

bedac mloda kontraktorka oferujaca swoje uslugi pewnej gigantycznej korporacji z branzy komputerowo/internetowej w tzw. dolinie krzemowej, czasami mam wrazenie, ze znalazlam sie w new dehli tudziez bangalore. stereotyp hindusa dominujacego amerykanska branze IT nie byl mi obcy, aczkolwiek przyznam, ze jestem w dosc ciezkim szoku. nie wiem, czym sie zajmuja ludzie na pietrze budynku ( a tych budynkow na campusie jest bagatela, 30), gdzie na razie okupuje pokoje konferencyjne, ale domyslam sie, ze sa to glownie develeporzy i programisci. i powiem tyle, ze bialasa nie uswiadczysz. jedynie w pokojach dyrektorskich, mieszczacych sie wzdluz scian, zza zaluzji widac ze upper management to jednak jankesi. ale juz lower management oraz szeregowi to, w 95%, hindusi. 2 managerow mojego projektu tez jest, owszem, z indii, mimo ze projekt nie jest IT tylko lingwistyczny. co ciekawe, dwoch managerow na szczycie lancucha naszego projektu, to a jakze, amerykanie. przysiegam, ze ten hinduski, dukajacy akcent sni mi sie po nocach. weszlam nawet na googla, bo jestem po prostu ciekawa, jak to sie stalo, ze kurna hindusi zdominowali az w takim stopniu ta wysoko platna i trudna branze w usa. w jednym z arykulow znalazlam to:

When people call Silicon Valley's Indian population a mafia, they mean that the immigrants who live in the Bay Area and work in high tech--roughly 200,000, according to siliconindia magazine--have formed an amazing web. Indians invest in one another's companies, sit on one another's boards, and hire each other in key jobs. Many live in close proximity and hang out together. The network might be only mildly interesting if so many of the Valley's Indian immigrants hadn't become phenomenally wealthy and successful in the past ten years. People don't necessarily think of it this way, but Bay Area Indian immigrants represent America's most successful immigrant group. Collectively, they've created companies that account for $235 billion of market value. (...)
Indian engineers have been coming to the U.S. in increasing numbers since the early 1970s; almost half the H-1B visas given by the State Department go to Indian engineers (H-1Bs are granted to foreigners who have specialized skills or are, oddly enough, fashion models). High-tech companies need people desperately--U.S. engineering schools simply don't produce enough graduates to fill the specialized jobs the high-tech industry creates. According to the Information Technology Association of America, a trade group in Arlington, Va., more than 800,000 infotech jobs will go begging this year. And the engineers U.S. schools do produce typically aren't as talented as those from India. Many Indian immigrants have graduated from schools that make Harvard and MIT seem easy to get into.


i to tyle z refleksji na dzien dzisiejszy. ide jesc fasolke po bretonsku (tak, sama ugotowalam) i uwolnic umysl od mojej hinduskiej mafii choc na kila godzin.

Tuesday, August 19, 2008

the king of comedy

pomiedzy mniej wiecej wrzesniem 2006 a wrzesniem 2007, z przyczyn bardzo okreslonych, jedyne, co bylam w stanie ogladac, to komedie. jak spojrze czasami na nasze archiwum w netflixie to rzeczywiscie, kudos to my hubby, ze zdzierzyl rok rom-comow na przemian ze stevem martinem. no ale tez obejrzelismy kilka komediowych klasykow, a ja zostalam wtajemniczona w dwa arcydziela stand-up comedy, a mianowicie "raw" oraz "delirious". nigdy przedtem nie dazylam eddiego zbyt wielka sympatia, bo ostatnie poltorej dekady tworczosci to niestety same gnioty. natomiast po obejrzeniu raw i delirious (w szczegolnosci delirious) padlam na kolana. ponizszy skecz "ice cream truck" nalezy do moich naj-ulubienszych skeczow komediowych wszechczasow.

Sunday, August 17, 2008

.

za 3 tygodnie bedzie druga rocznica smierci mojej Mamy. wrocily koszmarne sny i natretne mysli oraz obrazy. czekam. az minie.

Saturday, August 16, 2008

omheads

bosz, dawno nigdy chyba nie slyszalam tam dzwiecznego i glosnego om jak dzis rano. dawno temu w NY, jak chodzilam na joge, om bylo raczej afterthought. przedzial wiekowy 20+, zajecia w silowni, om bylo niesmialym i cichym dodatkiem do lekcji cwiczen rozciagajacych. zdecydowanie narzucano-wymuszanym przez trenerke, dodam. natomiast w santa cruz- aka hippy central (taa, tu do dzis nosi sie kwiaty we wlosach) - wrecz przeciwnie. kurde, ci ludzie dzis nie mogli przestac ommmowac. ommmmmmmoooooommmmmooooommmmmm. BARDZO GLOSONO I BARDZO WIBRUJACO. na dodatek, zapomnialam o elemencie "relaksu" -- tzn, nie zapomnialam, ale zapomnialam o gadce nauczyciela w trakcie. w NY nasza nauczycielka byla koszmarna pod tym wzgledem, do dzis slysze jej zawodzace "reeeeeeeelaaaaaaaaaax". koles dzis uderzyl w tony z cyklu "feel yourself connected to the earth". jezu. nie wiem, ja sie tam najlepiej relaksuje w CISZY. ale i tak bylo fajnie. porozciagalam stare kosci, polaczylam sie z wszechswiatem. om & namaste.

tropic thunder


dwa slowa:
tom

cruise

** update
dobra, dodam trzecie slowo: wymiata

Friday, August 15, 2008

evening commute on NPR

newsem dnia bylo podpisanie zawieszenia broni pomiedzy rosja a gruzja. a potem - newsem #2 - reakcja rosji po osiagnieciu porozumienia pomiedzy polska a usa w sprawie tarcz. odkad tu mieszkam - 9 lat - polska NIGDY nie byla na pierwszej stronie gazet. NIGDY. lekko mnie wiec zmrozilo. nastepnie, stajac w korku na 880, uslyszalam radoslawa sikorskiego wypowiadajacego sie dla BBC. wiec juz zmrozilo mnie totalnie. btw, calkiem niezle wlada angielskim ten caly sikorski. plus dla niego. a na koniec, wiadomosc o odkryciu bigfoota, ktora zbagatelizowalam, a ktorej istotnosc uswiadomil mi maz przy kolacji. ponoc istnieje w hameryce calkiem spory kult saskwatcha. i tak nastapil wyklad odnosnie americana. moj maz uwielbia wdrazac mnie w elementy kutlury amerykanskiej.

oraz jest weekend i idziemy na tropic thunder. bilety juz sa (courtesy of fandango). stej tjuned.

Thursday, August 14, 2008

too effin weird

ok, wiem, ze moze to poczatek malej obsesji, ale tu mini-bio tej szmaty edwardsa

fried

wizualizujac sobie moj mozg w dniu dzisiejszym, jedyne co oddaje jego stan to smazone jajko. nie sadzone, tylko smazone. i zoltko i bialko sa sciete. (btw. czy ktos zauwazyl, ze amerykanie kochaja fried eggs. jak ja zamawiam sunny side up w restauracji, to sie czuje bardzo egzotycznie. wiekszosc amerykanow, w tym moj hubby, ma fobie nie-scietego zoltka. a ja z kolei wychowlam sie na jajkach na miekko i to plynne zoltko moge spijac hektolitrami. koniec dygresji)


poza tym nie mam motywacji chodzic/biegac/cwiczyc/ruszac sie. oraz nie mam motywacji na nie-jedzenie slodyczy. wczoraj zjadlam pol belgian chocolate pudding z trader joe's (mozna znalezc w lodowce kolo/w sekcji z nabialem). kurna jest zajebisty. kto ma TJ's within driving distance -- ko-nie-cznie. na dodatek dzis BYLY korki, wiec siedzialam w samochodzie suma sumarum ponad 2.5 godziny (w skalii dnia). malo? duzo? any thoughts? moze zmusze sie na joge dla pocztatkujacych w sobote. kiedys chodzilam regularnie, a jakze. kiedys.

Wednesday, August 13, 2008

penisgate

john edwards zawsze mnie z lekka wkurzal, i w 2004 i w 2008, taki pretensjonalny lalus. w lutym bodajze zniknal z pierwszych stron gazet, i bardzo dobrze, bo na prawde nic nowego nie wnosil, mimo, ze bardzo sie staral. w piatek news of the day oczywiscie byla wiadomosc o jego romansie z baba, co krecila filmiki dla jego kampanii wyborczej. i tak jak na prawde mam zlew na politykow i ich romanse bo wiadomo, ze co drugi albo i co jeden to egomaniak i oszust (moj ojciec twierdzi, ze wszyscy politycy to oszusci i zlodzieje, oczywiscie za wyjatkiem kaczynskich i rydzyka - i tu mojego ojca popieram, minus to o kaczynskich i rydzyku), to mnie troche dobila sterotypowosc tej sytuacji. kolejny midlife crisis, kolejna podstarzala, gruba zona (na dodatek chora!), kolejna mlodsza pinda w wyrze. a tak nawiasem mowiac, czy ktos widzial zdjecia tej baby? porazka. nie to co ta prostytutka gubernatora NY (skandal sprzed kilku miesiecy), tamta to rzeczywscie byla grzechu warta. i tak na prawde to moja reakcja na ten news sprowadza sie do jednego zapytania: czemu faceci sa tak pojebani?

Tuesday, August 12, 2008

traveling without moving

dzis fotostory. zdjecia santa cruz- a konkretnie nadbrzeza i plaz, robione z west cliff drive, takiej ulicy kolo naszego domu, ktora sie ciagnie wzdluz oceanu. jak ktos chce sie przejsc ta ulica wirtualnie, wystarczy wklepac "west cliff drive, 95060" w google maps street view - i voila - traveling without moving. zdjecia robione roznymi aparatami, o roznych porach roku.



Monday, August 11, 2008

przemyslen brak

uprzedzam, moze byc z lekka naturalistycznie dla niektorych. no wiec dzis byla inauguracja tych cholernych dojazdow. wyspalam sie srednio, bo budzilam sie co pol godziny w obawie, ze zaspie, oraz f. wiercil sie bardziej, niz normalnie (pewnie dlatego, ze tez mial Bardzo Wazny Dzien z dlugim dojazdem, w samym SF). wstalam i oczywiscie co? okazuje sie, ze to TEN dzien w miesiacu i to taki dosc konkretny. oraz, ze na srodku czola pojawil sie kurna syf wielkosci 5-centowki. potem zmagania z suszarka i szczotka i przerodzilam sie w wyczesanego mopa (z niewyczesanego mopa). juz dzien wczesniej stwierdzilam , ze moj asortyment mundurkow biurowych potrzebuje na gwalt swiezej krwi, a dzis w efekcie wkurwiona sie ubralam w zle dopasowane spodnie. potem mi sie przypomnialo, ze cholera plyn w chlodnicy przecieka i warto by sprawdzic, co jest grane. oczywiscie chlodnica niemal pusta, cale szczescie, ze spojrzalam, bo jak by mi sie zagotowal pojazd na 17 to byl by z lekka gnoj. potem juz bylo nienajgorzej, udalo mi sie uniknac korkow w obie strony, nie zasnelam przed laptopem z nudow, pies po powrocie do domu nie wydawal sie za bardzo ztraumowany spedzeniem 8 godzin w samotnosci. i to tyle z refleksji na dzien dzisiejszy. kolejny dzien do przodu, i suppose.

Sunday, August 10, 2008

weekendowo

jak przyjechalam do santa cruz po raz pierwszy (bodajze 7 lat temu), to zafascynowala mnie bliskosc oceanu oraz gor. mieszkamy z 700 metrow od plazy oraz z 15 minut samochodem do najblizszego state park z gorkami. ostatnio popadlismy w rutyne troche, ciagle ta sama plaza albo ta same pagorki. nawet w najlepszych okolicznosciach przyrody moze sie to znudzic. dzis wymyslilam, ze musimy obadac nowy dla nas teren, castle state park. dojazd kosmiczny, bo strasznie zawila droga gorska o nazwie skyline blvd, nie dalo sie jechac wiecej niz 20mph, oraz niestety pod koniec dopadla mnie troche choroba lokomocyjna i musialam zalegnac na rozlozonym siedzeniu. ale bylo warto. czekaly na nas takie widoki:










* zdjecia zamazane bo robione iphonem. ale oddaja klimat.

Saturday, August 9, 2008

i want to marry my iphone

na recenzje jeszcze za wczesnie, bo na razie sie ze soba oswajamy. w kazdym razie w porownaniu z moja stara blakckberry aka crackberry, jest to rzeczywiscie nowa jakosc. latwosc w uzyciu i intuicyjnosc jest zaiscie szokujaca i genialna. nigdy nie poznalam do konca potencjalu crackberry, bo jest ona tak nie-intuicyjna w obsludze, ze nie mialam po prostu motywacji. co do iphonu jednak - fenomen miliona sprzedanych 3G w ciagu pierwszych dwoch dni mnie w ogole nie dziwi.

baby fever

czy to jest normalne, ze kupilam dwie ksiazki o ciazy, zeby sie wprowadzic systematycznie w temat i zaczac oswajac z mysla, i po przeczytaniu kilku stron kazdej z nich stwierdzialm, ze nie jestem w stanie dalej czytac? normalnie mnie zemdlilo. ze strachu. dzieci chcemy miec, f. blizej do 40-tki niz 30-tki, a ja spring chicken tez juz raczej nie jestem. bedac na kontroli w polsce w czerwcu uslyszlam od lekarki, cytuje: "na co pani czeka??? bo sie z pani obudzi z reka w nocniku!!". nie powiem, skoczylo mi cisnienie przez nastepne kilka dni. maz wypowiedzial oficjalnie gotowosc do zabrania sie do dziela, a ja - normalnie paraliz. pa-ra-liz.

Friday, August 8, 2008

i now pronounce you man and wife

mam swietna fryzjerke. ma na imie ashleigh, zaczelam do niej chodzic z poltora roku temu. znalazlam ja przez internet, czytajac recenzje lokalnych salonow i w kilku recenzjach wlasnie wymieniono jej imie, w samych superlatywach. ashleigh ma zadki talent do sluchania. fryzjerzy dziela sie na tych, ktorza mowia ci, co masz za soba zrobic (jak niejaka marzenka w poznaniu, haha) i na tych, co cierpliwie wysluchaja i na koniec strzela ci super fryzure. raz przyszlam do niej i mowie ze chce wygladac jak katie holmes, wiec z 15 minut szukalysmy zdjec katie holmes we wszystkich szmatlawcach pororzucanych po salonie. z ashleigh tez sie fajnie rozmawia. pamietam jak w okolicach slubu zawziecie obsmarowywalam u niej swoja tesciowa. w sumie rozmawiamy ostatnio o wszystkim. z rok temu mniej wiecej skojarzylam, ze ashleigh jest lesbijka. mialam przyjemnosc pozniej poznac jej partnerke. ciekawy kontrast, bo ashleigh jest bardzo kobieca, a michelle wrecz przeciwnie. sa ze soba wiele lat, michelle jest starsza i wniskuje, ze jest to zwiazek bardzo stabilny. zreszta ashleigh sprawia wrazenie osoby bardzo stabilnej. jak w maju stan kalifornia zezwolil na malzenstwa gejowskie, chcialam sie jej spytac, czy planuja slub, ale bylo mi glupio i uwazalam, ze moze jest to zbyt osobiste pytanie (sama nie znosze pytan w stylu "kiedy dzieci" choc teoretycznie nie ma nic w nich zlego, ale nie lubie jak ktos mi wlazi z butami w moje osobiste decyzje). wczoraj bylam sie podciac i prosz. news of the day. asheleigh bierze slub. strasznie mnie ta wiadomosc ucieszyla. uwazam, ze ashleigh nalezy sie happy end tak jak kazdej innej osobie. no bo czemu niby nie??? powiedziala mi, ze prawdopodobnie to zezwolenie zostanie w listopadzie zabrane i one licza, ze sluby, ktory mialy miejsce, pozostana wazne.

Thursday, August 7, 2008

you can run but you can't hide

zainspirowala mnie notka ani. no wiec co z tym pekinem. co wsiadam do samochodu i leci NPR (w samochodzie tylko i wylacznie slucham NPR oraz NPR slucham tylko i wylacznie w samochodzie, ha!), to jest o pekinie. o tym, ze smog, ze sportowcy nie moga trenowac, ze maja przesuwac terminy niektorych dyscyplin, jak bedzie zbyt duzy syf w powietrzu. jakis brytyjski biegacz trenowal, to potem niemalze wyplul sobie pluca i opowiadal o tym NPR, dzwoniac z chin. a to chinczycy odmowili wizy amerykanskiemu sportowcowi, bo jest zwiazany z organizacjami protestujacymi darfur. a to gnoj z internetem, bo obiecali zniesc cenzure a nie zniesli. chiny chca poprawic swoj wizerunek, a sportowcy sie dusza. ja sie pytam: a co z tubylcami????!!!!??? ci ludzie zyja cale zycie w tym syfie i rzad chinski jakos nie wylacza im fabryk czy ogranicza ruchu samochodowego... jakby sie w to wglebic, to kazdy z nas jest temu winny, ja, pan, pani, spoleczenstwo, bo przeciez 95% dobr swiatowych jest produkowanych w tych cholernych chinach i dzieki chinom moje np. adidasy kosztuja $80 and nie $300 (inna sprawa, ze w polsce pewnie i kosztuja $300, ale to temat na odrebny monolog). co jeszcze. mowiac szczerze sporty w TV mnie nigdy nie interesowaly, zwlaszcza rzut mlotem czy skok o tyczce. z drugiej strony jestem ciekawa ceremonii otwarcia, oraz tego, czy beda jakies zamieszki, zamachy, protesty, bog wie co. ale. ale. podjelismy decyzje bojkotu olimpiady w naszej 2-osobowej komorce spolecznej. takze oficjalnie u panstwa o. olimpiady nie bedzie.

pean na czesc heirloom tomatoes

przyszedl sierpien, a z nim sezon pomidorow. nie ma nic bardziej ohydnego, jak pomidory zima. oraz nie ma nic lepszego, jak sierpniowe pomidory. a juz w ogole to heirloom tomatoes. nie wiem, czy w polsce te pomidory sa i jesli tak, to pod jaka nazwa (za "moich czasow" nie bylo). w kazdym razie jestem uzalezniona od tych pomidorow. normalnie ich smak to kwintesencja smaku pomidora. i te kolory i ksztalty! fioletowe, zielone, zolte, wielkie, malutkie, pokrecone. w santa cruz te pomidory sa wszedzie, lokalni farmerzy przescigaja sie w ofercie, jedna bardziej znanych farm (organicznych rzecz jasna) to love apple farms. mozna od nich kupic tez nasiona. co prawda generalnie rzecz biorac ja mam brown thumb (okreslenie wymyslone przez meza, przeciwienstwo green thumb, czyli osoby ktora ma talent do roslin, ja wszystko co rosnie generalnie albo przesuszam albo przelewam i na tym sie konczy), ale kto wie, moze sie skusze na eksperyment.

Wednesday, August 6, 2008

that obscure object of desire

w ramach prezentu rocznicowo-imieninowego hubby postanowil, ze czas rozpoczac nowa ere w moim zyciu. nowa jakosc zycia. ze ja potrzebuje iphone. sek w tym, ze nie ma, ze jedziesz do sklepu i kupujesz. od momentu, kiedy wyszedl nowy iphone 3G kilka tygodni temu, codziennie jest doslownie wymiatany ze sklepow. bylismy w apple store w SF w niedziele - nie bylo. AT&T store - zapomnij. trzeba zamowic a potem czekac 3 tygodnie. dzis rano wyjechalismy skoro swit, aby byc w apple store w los gatos w momencie otwarcia (8 rano). wczoraj hubby dzwonil sie upewnic, czy bedzie rano dostawa. normalnie jak za komuny, z papierem toaletowym. (abstrahujac, nawet mu nie mowilam o tym skojarzeniu, bo on by i tak nie skumal, dla przecietnego amerykanina kolejki po papier toaletowy czy mieso to czysta abstrakcja) jechalismy, majac nadzieje, ze kolejka bedzie mala, i ze starczy dla nas. o 8.05 bylismy w sklepie, kolejki nie bylo, iphony byly. wracajac juz z powrotem hubby powiedzial "you will be a brand new person, you'll see".

Tuesday, August 5, 2008

znak czasow

skonczyly sie czasy darmowych poduszek i kocykow w samolocie. jestesmy fanami linii jet blue. (skorzane siedzenia dla wszystkich, telewizja kablowa z 20 kanalami dla wszystkich) i hubby byl oburzony, jak wczoraj opublikowano ta informacje. ja tam nie wiem. przynajmniej wiem, ze JEST opcja poduszki i koca. ostatnio kilka razy lecialam american airlines - i - ani poduszek ani kocykow nie bylo. ani za darmo ani za oplata. zero.

36, going on 12

zblizaja sie urodziny hubbego i jak co roku, a wlasciwie co pol (grudzien: hannukah, sierpien, urodziny), pojawia sie dylemat: co kurna na prezent. nie wiem, czy z wszystkimi facetami jest tak samo, ale w kazdym razie flip raczej nie dostanie kociokwiku na widok nowej wody toaletowej badz swetra (nawet jesli sweter kaszmirowy a woda dizajnerska). no wiec, od roku mi co jakis przypomina, ze jakby co, to on chce playstation 3. poczatkowo moja reakcja byla "chyba zwariowales czlowieku", ale chyba jednak sie zlamie. coz, jego ciesza gry komputerowe, a mnie 20 para butow. bedzie mial o czym gadac z kolegami z pracy, ktorzy spedzaje dnie i noce na rock band, tudziez guitar hero.

80 miles a day, 400 miles a week, 1600 miles a month

od przyszlego tygodnia moj daily commute wzrasta od zerowego (miejsce pracy: zacisze domowe) do 80 mil dziennie (40 do i 40 z powrotem). z lekka hardcorowo. zwlaszcza, ze polowa tej drogi to highway 17, czyli (wg wikipedia) jedna z najniebezpieczniejszych drog w stanie CA. co prawda cyrografow nie podpisuje, niby jestem contractor, wiec wychodze z zalozenia "pozyjemy - zobaczymy".

Monday, August 4, 2008

why so serious?

christopher nolan zrobil na mnie niesamowite wrazenie swoim debuitem 8 lat temu, memento, ktory nalezy do moich ulubionych filmow. batman begins mi sie podobal, owszem, ale mnie jakos nie porazil. wczoraj wreszcie sie wybralismy na nowego batmana. przyznaje, ze przeszedl moje oczekiwania. wiadomo, wszyscy trabia o kunszcie aktorskim heath'a ledgera, ale i tak nie bylam przygotowana na tour de force, ktore ledger zaprezentowal. gdzies przeczytalam, ze ta rola przejdzie do historii ramie w ramie z rola hopkinsa jako hannibal lecter - i zgadzam sie z tym w zupelnosci... the dark knight to spirala totalnego chaosu, anarchii i postmodernistycznej wizji swiata. wyrozniaja sie niesamowite zdjecia, ciachowosc christana bale jest niezaprzeczalna, swietny casting i gra aarona eckharta, idealny michael cane jako alfred, muzyka, ktora powoduje, ze siedzi sie jak na szpilkach. nawet hubby, wielki sceptyk jesli chodzi o nowe inkarnacje batmana (i zdecydowany anty-fan ledgera, domyslam sie, ze ma to zwiazek z tym, ze sila go zaciagnelam na brokeback mountain i biedak ma do dzisiaj traume) byl pod wielkim wrazeniem.

a day in the city

rocznice uczcilismy tradycyjna randka "museum and a dinner". udalo nam sie dostac bilety na wystawe prac fridy kahlo w SF MOMA. wystawa absolutnie fenomenalna i warto bylo stac w kolejce do kazdego z obrazow, przebijajac sie przez klebiace sie tlumy. normalnie celebrity z tej fridy.


kulinarnie udalismy w rejony francusko-wietnamskie. dobre, ale i tak jak na razie palma pierwszenstwa nalezy do etiopskiego.

Saturday, August 2, 2008

EXXON vs GM

wydaje mi sie, ze nic nie zilustrowalo nowej rzeczywistosci, w jakiej znalezli sie amerykanie, jak 2 wiadomosci z tego tygodnia.

#1. EXXON oglosil najwieksze dochody w historii, 12 miliardow w drugim kwartale 2008
#2. GM oglosil rekordowe straty, 15,5 miliarda w drugim kwartale 2008


http://www.huliq.com/65552/new-economy-gm-loses-155-billion-exxon-gains-much

8

dzis mija 8 lat od dnia kiedy sie poznalismy z huzbendem. 8 lat to rowno 25% mojego zycia. poznalismy sie na loft party w williamsburg'u. 8 lat temu bylam naiwnym dziewczeciem odkrywajacym uroki zycia w duzym miescie, przebywajacym od roku w NYC (fresh off the boat, ha ha) a flip zapracowanym recording engineer z przyszloscia. cos kliknelo i pierwsza oficjalna randka nastapila kilka pozniej. pamietam to jak dzis - MET museum a potem restauracja cancun w midtown... the rest is history. pierwszy rok byl sielankowo- idylliczny, potem bylo roznie, upadki, rozczarowania i w efekcie roczna rozlaka, przewartosciowania na wielu frontach, przeprowadzki transkontynentalne. stan zen powrocil 3 lata temu. dokladnie 2 lata temu f. padl na kolana na klifach pacyfiku, czytajac po polsku tekst oswiadczyn, ktory mu przetlumaczyla i fonetycznie napisla polska krawcowa w aptos. miesiac pozniej wydazyla sie tragedia, ktora zabrala mi rok mojego zycia. nie wiem, czy bym przetrwala ten rok czarnej dziury bez niego. 10 miesiacy temu nastapil the happily ever after moment - slub - i prosz, 8 lat pozniej jest lepiej niz bylo kiedykolwiek do tej pory.

Friday, August 1, 2008

turkey chili

mloce ten przepis juz po raz trzeci. http://www.foodnetwork.com/food/recipes/recipe/0,,FOOD_9936_35581,00.html
jak sie podwoi proporcje to wychodzi gar na kilka dni.

do tego cornbread. z torebki, no trudno, nie od razu krakow zbudowano. http://en.wikipedia.org/wiki/Cornbread

maz troche krecil nosem na poczatku. ze niby ja, polka, gdzie mi do klasycznego tex-mex'u. obstawil sie bateria hot sauce, na wszelki wypadek. a tu prosz. yummy goodness.


let's paint the white house black

wczoraj NPR poswiecilo segment kontrowersji dotyczacej nowej piosenki rappera ludacris "obama is here" . ponoc obama kiedys sie przyznal, ze ma na swoim ipodzie kawalki tegoz artysty. co ewidentnie zdopingowala ludacris'a do skomponowania peanu na czesc czarnego kandydata. po wyplynieciu piosenki w sieci jednakze kampania wyborcza obamy momentalnie ja potepila i od niej sie zdystansowala. haha. biedny obama. jak to mowi moj maz: "no good deed goes unpunished". tak wiec oberwalo sie hillary: "Hillary hated on you, so that bitch is irrelevant," no i moj faworyt: "McCain don't belong in ANY chair unless he's paralyzed Yeah I said it cause Bush is mentally handicapped".

http://www.youtube.com/watch?v=ulcGldJlKiA