Monday, May 17, 2010

are you coming or going?

no wiec od 2 maja do dnia dzisiejszego sprawy mialy sie nastepujaco:

san francisco-frankfurt-poznan-stargard szecinski-szcecin/slub-poznan-frankfurt (po 14 godzinach na lotnisku bylo mi na prawde wszystko jedno)-houston/slub-phoeninx- L.A- san jose.


tzn pisze troche na wyrost bo jestesmy jeszcze w houston ale zaraz jedziemy na lotnisko.
werdykt: rodzina meza w neurozie jednak, jednak przebija moja rodzine. teraz marza mi sie hawaje co mam zamiar uskutecznic z premedytacja na christmas. oraz mam nadzieje ze nikt sie juz nie bedzie chajtal przez nastepna dekade, co jest zreszta prawdopodobne bo jestesmy juz jednak w tym sedziwym wieku co raczej ludzie sie rozwodza (panna mloda dowiedziala sie o 4 rozwodach znajomych via rsvp's w sensie sorry przychodze bez osoby towarzysacej bo sie rozwodzimy). paradoksalnie upilam sie bardziej w houston gdzie serwowali tylko wino vs. morze wodki w PL. glownym conversation piece tutaj bylo ze wiecie na polskim weselu to stawiaja butelke wodki przed kazdym gosciem. w houston tradycyjnie maz pojechal na kawalerskie tzw. party bus i wrocil 24 godziny pozniej. strasznie zaluje, ze mnie ze soba nie wzieli.

Saturday, May 1, 2010

2

2 kontynenty
2 wesela
2 tygodnie

ready... set.. go!

a ja w tak zwanej ciemnej dupie czy bladej dupie czy jak sie teraz mowi