Tuesday, September 30, 2008

obama mama

drogi pamietniczku, czy to nienormalne, ze snilo mi sie, ze bylam zona baracka obamy? w owym snie bardzo sie denerwowalam uzmyslowiwszy sobie, ze jako pierwsza dama bede musiala wyglosic spicza. moja kolezanka sie spytala (psycholog z wyksztalcenia), czy w snie bylam michelle obama czy soba, ania k. otoz bylam jak najbardziej soba. p.s podzielilam sie snem z f. i chyba byl zazdrosny.

Monday, September 29, 2008

love thy mother

zwienczeniem bardzo milego i rozleniwionego weekendu (zainteresowanych informuje, ze NIE doszlo tym razem do sobotniej awantury o sprzatanie, dzieki polaczeniu dwoch technik: "zona zaciska zeby" oraz "maz obawiajac sie kolejnego zjebanego weekendu chyzo rzuca sie w wir ultra upierdliwych aczkolwiek niezbednych obowiazkow") bylo rozciagniecie sie na kanapie na trzy godzinki z maratonem serialu dokumentalnego planet earth. niesamowita sprawa, zdjecia zapieraja dech i przez trzy godziny lezelismy przed tv z rozdziawionymi gebami. poplakalam sie w dwoch momentach: jak nurkujace malpki macau (!!! malpy nurkuja!!!!) filmowano pod woda oraz jak mama mis polarny wraz z dwoma malymi wynurza sie z nory w sniegu po przebudzeniu ze snu zimowego, a potem zjezdza sobie na plecach/tylku po zboczu. rynna x2. serial rozmiarow epickich, kazde ujecie jest arcydzielem. a moze raczej: kazde ujecie dokumentuje arcydzielo, jakim jest matka natura. w kazdym razie polecam, polecam, polecam.

Saturday, September 27, 2008

floating into the night

dostalam emaila od tesciowej. zapytanie, czy i jak obchodzimy yom kippur i rosh hashana. w sumie niewiele o tych swietach wiem, bo f. jest takim zydem jak ja katolikiem, czyli glownie na papierze (dygresja: przeczytalam gdzies, ze "jewishness" to nawet nie tyle kwestia chodzenia do swiatyni czy obchodzenia szabasu, mozna byc nie-praktykujacym i jak najbardziej czuc sie zydem, kwestia nie tylko religijnosci ale tez swiadomosci i korzeni. koniec dygresji). na razie planow nie ma i pewnie nie bedzie, i jak co roku f. powie "i am a bad jew". nie wnikam, nie pytam. anywho. drugie pytanie dotyczylo mojej Mamy. tesciowa sie pyta, jak dokladnie na imie i nazwisko miala moja Matka. tesciowie maja liste z nazwiskami osob zmarlych w rodzinie (ewidentnie co roku /dwa ja aktualizuja), i nazwiska te recytuja w modlitwie za zmarlych (yiskor) na yom kippur. tesciowa napisala: "this year I want to add your mother's name, and conclude it all by saying "Remembered by A & B, F & A, and J (siostra meza)". i nie wiem czemu, ale jakos poczulam, ze zycie zatoczylo jedno wielkie kolo. moja Matka zawsze sie interesowala bardzo religia i kultura zydowska. jak bylam mala, pamietam ze miala kasete z piosenkami z teatru zydowskiego w warszawie i mase ksiazek na tematy okolozydowskie. ponoc moj dziadek byl podczas wojny czesto zatrzymywany, bo wygladal jak zyd (co to w ogole znaczy?). moze dlatego ja to tak interesowalo. moze dlatego, ze lubila innosc, nie wiem. i tak sobie pomyslalam, ze jesli Ona to wszytko obserwuje sobie z gory, to pewnie ja ta modlitwa tesciow ucieszy. pewnie bardziej niz msze, na ktore daje jej eks-maz (a moj ojciec). no ale to temat odrebny wpis (ktorego pewnie nigdy nie bedzie).

Thursday, September 25, 2008

next in line


nasz bank . "by far the largest bank failure in American history".

****

dzien pozniej:

LUZ ,co nie?

nigerian scam goes main street

rozbawil mnie do lez email, ktory ostanimi dniami robi rundki w sieci. jesli ktokolwiek kiedykolwiek dostal emaile od nigeryjczykow (tzw. nigerian scam), wylapie ta niepowtarzalna stylistyke w trymiga. milego czytania.

"Dear American:

I need to ask you to support an urgent secret business relationship with a transfer of funds of great magnitude.

I am Ministry of the Treasury of the Republic of America. My country has had crisis that has caused the need for large transfer of funds of 700 billion dollars US. If you would assist me in this transfer, it would be most profitable to you.

I am working with Mr. Phil Gramm, lobbyist for UBS, who will be my replacement as Ministry of the Treasury in January. As a Senator, you may know him as the leader of the American banking deregulation movement in the 1990s. This transactin is 100% safe.

This is a matter of great urgency. We need a blank check. We need the funds as quickly as possible. We cannot directly transfer these funds in the names of our close friends because we are constantly under surveillance. My family lawyer advised me that I should look for a reliable and trustworthy person who will act as a next of kin so the funds can be transferred.

Please reply with all of your bank account, IRA and college fund account numbers and those of your children and grandchildren to wallstreetbailout@treasury.gov so that we may transfer your commission for this transaction. After I receive that information, I will respond with detailed information about safeguards that will be used to protect the funds.

Yours Faithfully Minister of Treasury Paulson"

Wednesday, September 24, 2008

stary niedzwiedz mocno spi


nelo osiagnela chyba ostatnimi czasy cos na ksztalt psiego zen. nie slucha sie W OGOLE. jasne, kasia k. moze zaswiadczyc, ze wczesniej sie juz nie sluchala (sluchala sie za to czikagowskich kabanosow). ostanimi czasy jednak nelo ma zlew nawet na swojego alpha dog aka daddy aka moj maz. maz wola i wola. ona: nic. rzuci obojetne spojrzenie znad obwachiwanej kupy/sikow psa sasiada, po czym udaje sie W PRZECIWNYM KIERUNKU. nie powiem, jest to duzy afront dla f., ewidentne lamanie psiej etykiety, w zywe oczy. nelo zawsze do tej pory olewala wszystkich to fakt, ale nigdy nie f. na stare lata chyba skumala wreszcie, ze to ona rzadzi nami, a nie my ja.












Tuesday, September 23, 2008

all you need is love

oj jak mnie wszystko wkurwia. a nawet pms-u nie mam i nie ma na prawde na co zwalic. wiadomosci w tv i radio - syf i swiat sie wali generalnie. sarah palin robi obciach w onz, wall street lezy i kwiczy, obama traci poparci bo jest INNEJ RASY NIZ BIALA, koles od finansow paulson lekka reka chce wydac ekwiwalent budzetu 4-letniego tego kraju w jeden dzien, moj szef mnie wkurwia swoja niekompetencja, maz jak wiadomo mnie wkurwil w weekend (choc musze przyznac wczoraj sie staral i mi pomogal ze wszystkim). wkurw all around.

Monday, September 22, 2008

fuck you i won't do what you tell me

zeby nie bylo, ze u osmanow to tylko i wylacznie sielana. piatek byl ok, poszlismy do kina, niedziela byla super, jak widac na nizej zalaczonych obrazkach. natomiast sobota - w calosci przeklocona. nawet nie jestem w stanie dojsc kto co powiedzial, w kazdym razie mniej wiecej poszlo o to, o co idzie mniej wiecej co tydzien - tzw. chores. czyli mycie kibli, odkurzanie kilogramow psiego futra walajacego sie po calym domu oraz robienia cotygodniowych zakupow. problem z moim mezem to nie, ze nie pomaga. bo owszem, pomaga. i obiad ugotuje, i pojdzie na zakupy. natomiast ja mam tak, ze w sobote chce zrobic wszystkie chores, a niedziele miec tylko i wylacznie na przyjemnosci. jakis wyjazd, spacer, plaza, cokolwiek. natomiast moj maz - sobota to on sie releksuje. i tu sie zaczyna problem. ze ja chce robic wszystko wg. mojego wlasnego programu i tylko mu wydawac rozkazy w stylu" tu masz szczotke do kibla to teraz idz szoruj". jak powiedzialam, ze w zwiazku z dlugimi godzinami pracy od poniedzialku do piatku i dojazdami na ktore trace pol zycia (jak pracowalam z domu, to mi to az tak sprzatanie nie przeszkadzalo), mam zamiar w sobote jak najszybciej sie ze wszystkim uwinac, to od razu uslyszalam, ze guilt trip i ze jak sie mecze w pracy to mam ja rzucic. i ze mu nie daje opcji tylko wydaje rozkazy. i sie pozarlismy. na caly dzien. nie wiem, czy to prosta droga do rozwodu i czy to wlasnie ta kropla wody, ktora drazy skale. moze rzeczywiscie jestem malo elastyczna i baba-potwor. nie wiem. wiem, ze nienawidze sprzatac i robic zakupow, ale tez wiem, ze ktos to musi zrobic i jak ja nie przejme inicjatywy, to bedzie syf i taco bell na obiad 5 dni w tygodniu. i jak juz przejme ta inicjatywe, to generalnie chce to zrobic jak najszybciej i zapomniec. moja kolezanka powiedziala, ze jej facet jest pod tym wzgledem tak beznadziejny, ze zrobila grafik sprzatania, gdzie jest wyszczegolnione, kto co robi - normalnie ja w akademiku czy jak z roommates. jestem bardzo bliska zaproponowania tego rozwiazania mezowi.

Sunday, September 21, 2008

tis' the season


pojawila w ten weekend sie nasza ulubiona
pumpkin patch. zatem swieta za pasem, czas odmolic christmas sweaters oraz zaczac odkurzac sztuczne choinki i plastikowe renifery...


pumpkin patch przy highway 1



pole kukurydzy w tle...





misterne kompozycje


piramidy majow i aztekow.......


nelo jak zwykle byla zagubiona


kuzyn dan szukal az znalazl....



potem trzeba bylo sie napic.
wine tasting w storrs winery


a
lexander winery. oprocz wina facet destyluje gin, wodke i absinth. probowalismy wszystkiego. he. ja w ilosciach minimalnych, jako, ze ktos musial prowadzic.


alexander winery



gin, te ciemniejsze butelki to absinth, wysokie z bialego szkla - wodka

****


na zakonczenie pojechalismy do lokalnej browarni na beer tasting. zdjec nie ma, bo aparat zostal w samochodzie. the end.

Saturday, September 20, 2008

bringing sexy back

bylismy wczoraj w kinie i najbardziej emocjonujacym momentem wieczoru byl trailer do nowego bonda. daniel craig muy caliente!!!!!


Friday, September 19, 2008

straszne

znalazlam ten artykul i niestety obejrzalam zalaczony w nim film.

Thursday, September 18, 2008

bermuda, bahama, come on pretty mama, key largo, montego.....


marzy mi sie jakis tropikalny wyjazd. ostatnimi czasy ogladam namietnie nowy (chyba nowy) program altona browna feasting on waves, na przemian ze starym, znanym i lubianym no reservations anthony bourdain'a. obydwa programy nie dosc, ze oscyluja wokol moich dwoch ulubionych form spedzania czasu, czyli podrozy+jedzenia egzotycznych/nowych/nieznanych dla mnie rzeczy, ale tez maja tzw. high production value, czyli swietne zdjecia/montaz i w ogole fajnie sie je oglada. marzy mi sie c o k o l w i e k. meksyk, kurna nawet przyjme tijuane (ponoc obskurna i opanowana przez prostytutki/dilerow narkotykow/nieletnich amerykanow z san diego poszukujacych rozrywek normalnie im niedostepnych w ju es of ej). no i nie wiem. obczailam nawet bilety do i hotelik w puerto vallarta. tylko kiedy. wszystkie urlopy ostatnio to polska. styczen, czerwiec, teraz znow bedzie styczen. nie, ze sie nie ciesze, jak jade do polski, bo zawsze strasznie sie ciesze. ale. kiedy te prawdziwe wakacje?

Wednesday, September 17, 2008

buzzkill

ostatnimi dniami co wlacze tv/radio mam coraz wiekszego dola mowiac szczerze i coraz bardziej sie boje. ze bedzie zle a potem jeszcze gorzej. przypomina mi to troche okres z przed 7 lat, kiedy wlaczalam media ze sciskiem zoladka, spodziewajac sie najgorszego. slowa klucze ostatnich kilku dni to "armagedon", "blood bath", "epic distaster", nic innego sie nie slyszy tylko sama kila-mogila, swiat zmierza ku koncowi. dlatego mila odmiana byl wczorajszy colbert report a konkretnie gosc programu, rick reilly, zalozyciel nothing but nets. niesamowite, jak najprostsze rozwiazania sa genialnie efektywne. na malarie umiera ponad milion osob rocznie, glownie w afryce. $10=jedna siatka na lozko chronica przed komarami malaryjnymi=jedna osoba, ktora ma szanse nie umrzec na malarie. proste. dokonalismy malej donacji, rownowartosc wieczoru w kinie. za kilka miesiecy znowu cos wyslemy. w emailu z podziekowaniem dowiedzielismy sie, ze:

"As you read this, a mother and her children are being given a mosquito net. An aid worker is showing them how to hang the net over their bed.

Tonight, she and her children will sleep safely under this net. Later—perhaps tonight, maybe in a week—a malarial mosquito will enter their hut, intent on feeding. It will buzz around the room as they sleep, and they’ll be unaware of the killer lurking nearby. As it approaches the family, it will seek rest on the net hanging conveniently close to their bed. But this will be the last act it makes before it’s crippled, forever incapacitated by the insecticide embedded in this protective bed cover.

You’ve just protected someone from malaria. You’ve sent a net and saved a life. For that we want to say thank you."



Monday, September 15, 2008

poszukiwany dobry materac/when shit hits the fan



IndyMac

Fannie

Freddie

Bear Sterns

Lehman Brothers

Merril Lynch

AIG?

w sobote bylam w swoim banku, Washington Mutual. Podlsuchalam, jak pracownik zapewnial klienta, ze WaMu ma wystarczajaca ilosc kapitalu, i zeby sie nie martwic. to co? wyciagac caly kesz i ladowac w materac???????????

Sunday, September 14, 2008

now pay up!

maz dzisiaj zarzucil, ze ci co sie nie ewakuowali w obliczu obowiazkowej (chodzi o tereny, gdzie bylo powiedziane, ze jesli ludzie sie nie ewakuuja, spotka ich "pewna smierc") ewakuacji, o ktorej mowiono przez kilka dni (a konkretnie od czwartku rano) , bo im sie nie chcialo/woleli zostac w domu pilnowac dobytku/cholera wie czemu im sie nie chcialo ruszyc tylka- i teraz za pieniadze podatnikow musza byc wyciagani helikopterami z zatopionych domow, powinni dostac za ta USLUGE rachunek. poczta. tak jak sie dostaje rachunek od lekarza. chyba, ze jesli nie mogli sie ewakuowac z przyczyn niezaleznych, takich do udowodnienia (zdrowie, wiek). w sumie musialam sie z nim zgodzic. cos w tym jest.

Saturday, September 13, 2008

black is the new black

zalamana stanem swojej szafy, dzielnie sie dzis wybralam na zakupy. nienawidze z calego serca zakupow, gdybym mogla to bym wszystko kupowala na necie (na razie opanowalam idealnie sztuke kupowania butow na necie, god bless zappos.com i ninewest.com), takie lazenie godzinami po mallu mnie dobija. no ale poniewaz 90% mojej garderoby jest w kolorze czarnym i mi to zaczelo nagle niewiadomo czemu przeszkadzac, zapragnelam zastrzyku swiezej krwi. jakis czas temu wszystkie ciuchy robocze i wyjsciowe kupowalam tylko w czarnym. moim skromnym zdaniem czarny sie zawsze obroni, w wiekszosci sytuacji wyglada dobrze. ostatnimi czasy z lekka zaczelam watpic w ta teorie, ale mam kolezanke w pracy, ktora tak samo, prawie non stop w czarnym i zawsze bardzo szykownie wyglada, wiec poczulam sie troche jakby utwierdzona w swoim przekonaniu. dzis jednak zebralam sie w sobie i pojechalam do malla w postanowieniu, ze mam bana na kolor czarny i koniec, sink or swim. w efekcie zakupilam worek ciuchow........tadam...... SZARYCH. pieknych, szaro-popielatych. przymierzylam nawet jakies bluzkich w innych kolorach, zielone, niebieskie, i nic. someone help me. now.

burn after reading

no wiec wybralismy sie wczoraj na burn after reading. refleksje nastepujace:

1. mimo, ze big lebowski to to NIE JEST, usmialam sie jak norka. jesli ktos lubi totalnie absurdalny i czarny humor, mysle, ze wyjdzie z kina zadowolony.

2. tandem ultra ciachowski czyli pitt&cloney bdb, aczkolwiek moim zdaniem najlepsze teksty mial john malkovich. dawno go nie widzialam w zadnym filmie (ciekawe czemu). w kazdym razie malkovich WYMIATA. francis mcdormand i tilda swinton tradycyjnie rowniez bdb.

3. big lebowski to to nie jest. ale polecam.

after the storm

tesciowie bezpiecznie ewakuowani w dallas a maz siedzi caly dzien przyklejony do telewizora. dzielnicy, gdzie mieszkaja jego rodzice i kilku naszych dobrych znajomych (clear lake/seabrook) niezle sie oberwalo. nie wiemy nic o naszych znajomych w seabrook. dom tesciow ponoc zbyt nie ucierpial, sasiedzi ktorzy sie nie ewakuowali byli juz na zwiadach. natomiast galveston, w ktorym prawie dokladnie rok temu moczylismy nogi i nawiedzalismy rabina, coby nas poslubil, praktycznie w ruinie.

Thursday, September 11, 2008

7

cos mi sie wydaje, ze w tym roku po raz pierwszy rocznica 9/11 kiedy nie widnieje na pierwszych stronach gazet. dzis w radiu ktos powiedzial, ze po 7 latach stala sie ona bardziej elementem historii niz rzeczywistosci. calkiem mozliwe. sama nie wiem, jak ja to widze. czas leci, wspomnienia sie zacieraja. kilka migawek przypomnianych w TV ostatnich dniach WYDAJE sie duzo straszniejsze niz to czego doswiadczylam w tamtym dniu. bardziej nierealne niz plonace 2 wieze, ktore widzialam z oknien swojego mieszkania, ogluszajacy ryk syren policji i pogotowia, ktory mnie obudzil w tym dniu, jak mnie wyrzucili z metra (dojechalam wlasnie na zajecia) bo wlasnie runela pierwsza wieza, tysiace plakatow "missing person", ktorymi bylo oblepione cale miasto a zwlaszcza subway na union square. potem miesiace strachu, kazda jazda metrem potencjalnie ta ostatnia. pogorzelisko, ktore widzielismy miesiacami z okien f. (wowczas bardzo jeszcze nie-meza). cholera wie, czy nie wroci do mnie kiedys ten caly syf, ktorego sie wtedy nawdychalam. NY jest miastem dosc ekstremalnym samo w sobie, kazdy kto mieszkal tam choc przez kilka lat poswiadczy. nowojorczycy sa twardzielami i w sumie rzadko kiedy ich cos rusza. takie podejscie jest niezbedne do prze-zy-cia w tym miescie, inaczej czlowiek zostanie zadeptany, zgnieciony, obszczany, obrabowany. wtedy, mimo ze bylo STRASZNIE, wydawalo mi sie to kolejnym faktem nowojorskiego survivalu. dzis, nie wiem, czy z perspektywy lat, moich wlasnych badz lat uniwersalnego uplywu czasu i historii, wydaje mi sie to wszystko absolutnie nierzeczywistym koszmarem i nie wiem na prawde, czemu po 9/11 nie zwinelam manatkow i nie pojechalam w sina dal.

Monday, September 8, 2008

2

pokaz slajdow "jak Odeszla" w dniu dzisiejszym wygrywa ze slajdami "kim Byla". ostatnimi czasy czepiam sie kurczowo kazdego przypadkowego cieplutkiego i milutkiego fleszbeku z dziecinstwa, i od razu dziele sie nim z f. widocznie instynkt nakazuje budowac moja wlasna wewnetrzna baze danych. kilka dni temu na przyklad przypomnialo mi sie, jak pojechalysmy na wakacje na kaszuby, mniej wiecej po mojej drugiej klasie podstawowki, i codziennie chodzilysmy do gospodarzy na wies na mleko prosto od krowy. mleko bylo cieple, spienione i smierdzialo krowa. swiecilo slonce. bylysmy razem, my dwie. dzisiaj jednak robiac bilans ostatnich 730 dni nie umiem siegnac poza punkt Wyjscia.

Sunday, September 7, 2008

honest food

w niedziele jakos sie pozbieralam, glownie mysle dzieki dramamine przyjetej w sobotni wieczor. wczesnym popoludniem ruszylismy na wycieczke w teren, a konkretnie na plaze waddell creek, ok 2o mil na polnoc od santa cruz na highway 1. w czasie spaceru napotkalismy nastepujace ptaszory: stada pelikanow, kaczki namietnie nurkujace w miejscu gdzie strumyk zbiega sie z oceanem, mewy rzecz jasna, snowy plowers (nie wiem jak po polsku) nerwowo biegajace po plazy, oraz uwaga, ogromnego sepa (turkey vulture) skubiacego rozkladajacy sie szkielet foki. normalnie national geographic channel. niestety, niestety, aparatu zapomnielismy, wiec zdjec nie ma. nastepnie udalismy sie do uroczego pescadero, a konkretnie restauracji duarte's. z duarte's jest taki problem, ze zawsze jak tam pojawiamy sie w godzinie lunchu, klebia sie dzikie tlumy walczace o stolik, stolek przy barze, czy nawet miejsce stojace. restauracja jest instytucja kulinarna w bay area, ma 100 lat i jest prowadzona przez 4 pokolenie w rodzinie. do tej pory w obliczu agresywnych tlumow jedyne co nam sie udawalo zamowic, to byl drink, piwo czy bloody mary. wczoraj, jako ze pojawilismy sie kolo 16.00, tlumy z lekka sie przezedzily i udalo nam sie wywalczyc 2 stloki przy barze i uwaga, zamowic jedzenie. bar sam w sobie klimatyczny, bo udekorowany glowami jeleni oraz trofeami rybackimi. co zamowilismy. zupe z karczochow (artichoke soup) - niebo w gebie. zupa z papryki ancho chile-orgazm smakowy. maz zamowil calamari steak sandwich, ktory WYMIOTL. nawet glupie frytki byly wysmazone do perfekcji. olaliberry pie - najlepsze jakie kiedykolwiek jadlam. acha, btw - w duarte's robia najlepsze bloody marys, z jakimi kiedykolwiek mialam stycznosc, idealne proporcje chrzanu, worcestershire sauce i hot sauce. udekorowane spicy pickled green bean. generalnie ta restauracja serwuje bardzo proste jedzenie, no bo zupa czy kanapka czy placek to niby banal. natomiast wszystko, co probowalismy, jest wykonane perfekcyjnie. smakuje dokladnie tak, jak powinno smakowac.

Saturday, September 6, 2008

hilfe

jezu jakiego mam kaca. wczoraj firma meza uraczyla swoich pracownikow wraz z polowicami impreza w jednym z lokalnych hoteli z okazji wypuszczenia na rynek nowego i ponoc rewolucyjnego produktu. maz mi tlumaczyl kilka razy o co chodzi z tym produktem , ale jak boga kocham nie kumam. skonsultowalam sie z kolezanka, ktorej facet jest w software development team tego produktu, i ona sie przyznala, ze tez nie kuma za chiny. potem jeszcze pojechalismy ze znajomymi do baru, gdzie z tego co pamietam zakonczylam wieczor homemade whisky sour (z jajkiem) w efekcie dzis umieram. hilfe.

Friday, September 5, 2008

przypomnialy mi sie

przemyslenia na dzis. znaczy sie wreszcie ochlonelam po wczorajszym otarciu sie o smierc. mianowicie, ze wczorajsza przemowa mccaina doporowadzila mnie nieomal do stanu spiaczki. i ze mccain brzmi bardzo, bardzo staro. nic dziwnego, ze mu zwerbowali dynamiczna barracude aka pitbula w szmince. btw, czy ktos zwrocil uwage, ze po przemowieniu i po piosence 'raising mccain' (ktora btw doprowadza mnie odruchow wymiotnch, glownie ze wzgledu na swoje walory muzyczno-redneckowe), puscili "barracuda" w wykonaniu grupy heart? acha, i jeszcze, scenarzysci wczorajszego daily show i colbert report musieli plawic sie w rozkoszy, po tym jaki dostali material po przemowach barracudy i burmistrza ameryki. swoja droga, co palil ukochany burmistrz ameryki przed swoja przemowa? nieomal udusil sie ze smiechu biedak.

TGIF

przemyslen brak na dzien dzisiejszy, poza tym, ze wczoraj cudem uniknelam wypadku, jak mi sie wpakowal koles (zero kierunkowskazu czy jakiegokolwiek znaku, ze ma zamiar zmienic pas) w minimalna przestrzen pomiedzy mna a samochodem jadacym tuz przede mna i generalnie zawislam na hamulcach skrecajac gwaltownie na betonowa barierke (i w ostatniej chwili manewrujac w przeciwna strone), ktora oddziela dwa pasy ruchu. nastepnie nieomal dostalam zawalu serca i trzesac sie dojechalam jakos do swojego biurka.

Wednesday, September 3, 2008

greetings from the cowboy country























bring it on

z jednej strony cala przemowa akceptacyjna sary palin zalatywala mi czystym surrealizmem. maz jest mistrzem w wyscigach plugiem snieznym (WTF), nastoletnia corka w ciazy z wyeksponowanym brzuchem + baby daddy, niemowlak z syndromem downa non stop ustawiany do kamer, argumenty w stylu "jestem matka 5 dzieci, w tym jednego niepelnosprawnego oraz jestem z malego miasta, wiec bede swietnym wice-prezydentem", generalnie atmosfera church social tudziez PTA meeting a jedyny konkret to "drill, drill, drill" . z drugiej strony - szacun dla tej pani. mysle ze republikanie pokochali ja do grobowej deski po tym wystapieniu. powiedziala dokladnie to, co wszyscy chcieli uslyszec - i to w niezlym stylu.

brainwashed

nie wiem jak dotrwam do tych cholernych wyborow. na obecnym etapie, cisnienie mi skacze juz za kazdym razem jak wchodze na CNN tudziez wlaczam NPR. mam wrazenie, ze ten kraj stacza sie w zastraszajacym tempie i ze bedzie tylko gorzej i ze jestesmy na prostej drodze do NIEODWRACALNEJ transformacji w kraj oszolomow. moze sie myle, miejmy taka nadzieje.

it's always sunny in california

.... NOT. mniej wiecej w maju santa cruz spowilo sie mgla, i ta mgla ustala dopiero w zeszlym tygodniu. wreszcie ranki sa krystaliczne i sloneczne, a wieczorami nie slychac nonstop syreny przeciwmgielnej. choc generalnie lubie mgle, mialam juz troche dosc mowiac szczerze, nawet domu nie dalo sie dobrze wywietrzyc z taka wilgocia za oknem. wrzesien i pazdziernik sa z reguly najpiekniejszym miesiacami tutaj, upalnymi i niezawodnie slonecznymi.

Tuesday, September 2, 2008

swieta, swieta, i po swietach

wyjazd w gory jak zwykle boski, zaladuje kilka zdjec jak znajde chwile czasu. gory niezmiennie nas zachwycily. misi nie spotkalismy tym razem, natomiast napotkalismy dwa razy uroczego swistaka. glowna atrakcja byla sobotnia wichura. wiedzielismy, ze nadchodzi i w zwiazku z tym hubby spedzil godzine umacniajac nasz namiot, lacznie z umieszczeniem 4 glazow w srodku. noc jakos przetrwalismy. wstalismy, walczac z wiatrem zrobilismy kawe i kanapki i wtem - na naszych oczach - namiot oderwal sie od ziemi i potoczyl dobre kilka metrow. jakos udalo nam sie wydlubac z niego nasz dobytek, ale namiot niestety nie nadawal sie do ponownego uzytku. ostatnia noc spedzilismy w naszym durango, ktory po raz pierwszy sie do czegos przydal. w moich oczach rzecz jasna. w oczach meza jest on nieodzowny, zawsze i wszedzie .

oksymorony

szokuje mnie niezmiennie gdy slysze w jednym zdaniu pro-life i pro-guns.

podsluchane

Target, stoje przed polka ze srodkami czystosci. obok mnie przetacza (przetacza, bo wszyscy maja srednio 20 kg nadwagi) sie 3-osobowa rodzina: ojciec, matka, nastoletnia corka. ojciec, bardzo glosno: we were supposed to come here to buy women's underwear and now you're walking around buying all this crap!!! (nie wiem, czy bylo to skierowane do zony czy corki). kurtyna.