Monday, September 22, 2008

fuck you i won't do what you tell me

zeby nie bylo, ze u osmanow to tylko i wylacznie sielana. piatek byl ok, poszlismy do kina, niedziela byla super, jak widac na nizej zalaczonych obrazkach. natomiast sobota - w calosci przeklocona. nawet nie jestem w stanie dojsc kto co powiedzial, w kazdym razie mniej wiecej poszlo o to, o co idzie mniej wiecej co tydzien - tzw. chores. czyli mycie kibli, odkurzanie kilogramow psiego futra walajacego sie po calym domu oraz robienia cotygodniowych zakupow. problem z moim mezem to nie, ze nie pomaga. bo owszem, pomaga. i obiad ugotuje, i pojdzie na zakupy. natomiast ja mam tak, ze w sobote chce zrobic wszystkie chores, a niedziele miec tylko i wylacznie na przyjemnosci. jakis wyjazd, spacer, plaza, cokolwiek. natomiast moj maz - sobota to on sie releksuje. i tu sie zaczyna problem. ze ja chce robic wszystko wg. mojego wlasnego programu i tylko mu wydawac rozkazy w stylu" tu masz szczotke do kibla to teraz idz szoruj". jak powiedzialam, ze w zwiazku z dlugimi godzinami pracy od poniedzialku do piatku i dojazdami na ktore trace pol zycia (jak pracowalam z domu, to mi to az tak sprzatanie nie przeszkadzalo), mam zamiar w sobote jak najszybciej sie ze wszystkim uwinac, to od razu uslyszalam, ze guilt trip i ze jak sie mecze w pracy to mam ja rzucic. i ze mu nie daje opcji tylko wydaje rozkazy. i sie pozarlismy. na caly dzien. nie wiem, czy to prosta droga do rozwodu i czy to wlasnie ta kropla wody, ktora drazy skale. moze rzeczywiscie jestem malo elastyczna i baba-potwor. nie wiem. wiem, ze nienawidze sprzatac i robic zakupow, ale tez wiem, ze ktos to musi zrobic i jak ja nie przejme inicjatywy, to bedzie syf i taco bell na obiad 5 dni w tygodniu. i jak juz przejme ta inicjatywe, to generalnie chce to zrobic jak najszybciej i zapomniec. moja kolezanka powiedziala, ze jej facet jest pod tym wzgledem tak beznadziejny, ze zrobila grafik sprzatania, gdzie jest wyszczegolnione, kto co robi - normalnie ja w akademiku czy jak z roommates. jestem bardzo bliska zaproponowania tego rozwiazania mezowi.

18 comments:

Anonymous said...

Taki grafik to mial hazbend, jak mieszkal sam. Poniedzialek - lazienka, wtorek-kuchnia itd. Oczywiscie, grafik byl o dupe potluc. Do historii przeszla koszula, ktora lezala w tym samym miejscu na blacie w kuchni przez 2 miesiace. Jako ze ledwo sie znalismy, to nie pytalam DLACZEGO, ale po jakims czasie w koncu nie wytrzymalam. Dwa miesiace wczesniej maz zbil szklanke, jak prasowal ta koszule, wiec zostawil i jedno i drugie i sobie lezalo. Klasyka.

ania k said...

no dobra, ania - a jak jest teraz? buntuje sie? nie buntuje? pomaga? nie pomaga?

Anonymous said...

Sprzatam glownie ja, bo po nim musze poprawiac. On odkurza dom w 15 minut, ja w poltorej godziny, wiec jest roznica w jakosci. Ma cholerna tendencje do balaganienia, wiec mu czasem przypominam, zeby te swoje papierki, ksiazki, plyty i kable pozabieral mi z oczu. Generalnie sie nie buntuje i docenia moje wysilki opanowania balaganu, no ale wiadomo, ze roznie czasem bywa, a takie weekendy, jak Twoj tez znam z doswiadczenia.

Anonymous said...

Kurde, grafik nic nie daje. Zostal zrobiony i zaraz potem zaginal, bo sie jego kurwa nikt nie trzymal. Mi balagan przeszkadza, wiec jesli nawet nie byla moja kolej, to bralam sie za szmate, ale oczywiscie bylam przy tym mega resentful oraz zrzedzilam na potege. To jest nadal punkt zapalny u nas, niestety. Bo J. sprzata, ale czesto nie tak, jak ja chce oraz rozklada to na 10 dni, co powoduje, ze i tak jest syf w wiekszosci pomieszczen. A nawet kurna pieska nie mamy ;-))

ania k said...

kaska- a ty kiedys mialas chyba sprzataczke/studentke? i co, zrezygnowalas?

dzieki ania i kaska za slowa wsparcia, bo czasami mi sie wydaje, ze brak mi odniesienia do reszty swiata. sek w tym, jak ta sytuacje opanowac i podejsc do tego cholernego facteta, zeby wspolpracowal i to bez urazy. jak ktos zna sekret, to niech do mnie pisze.

Anonymous said...

u nas teraz sprzata ta pani, bo z tej agencji w koncu zrezygnowalam. wczesniej zazwyczaj sprzatalam ja, bo mi bylo zal mojego meza ktory dojezdza do pracy 35 minut w jedna strone a ja mialam tylko 5 minut. tak wiec ja zazwyczaj bylam w domu o 4.30 i zanim przyszedl ed (a czasami przychodzil nawet o 7ej) to ja juz mialam wszystko zrobione- posprzatane i ugotowany obiad znaczy sie. wolalam sama zrobic, zebysmy wieczorem mieli czas na zrobienie czegos wspolnie.
do chores mojego meza zawsze nalezaly te takie smierdzace sprawy- typu kosz na smieci, recycling itd. no i dodatkowo jednym z najgorszych moim zdaniem chores bylo pakowanie i rozpakowywanie naszych tobolow jak wyjezdzalismy gdzies na weekend. ja nienawidze pakowania i rozpakowywania (bo kiedys mialam taka prace, ze musialam non stop sie pakowac i rozpakowywac). no i moj maz zawsze wszystko pakowal i pozniej szorowal (jesli np. jechalismy gdzies na grilla, albo inny piknik). na kolacje wychodzilismy zazwyczaj w czwartki, albo w piatki. w niedziele zawsze gotowal moj maz albo razem.
no a teraz to sie oczywiscie wszystko zmienilo i chores mamy jeszcze wiecej ...ale nie narzekam. i on chyba tez nie.
ps- jesli chodzi o balagan i 'skarpetki w kacie' to chyba wszyscy faceci tak maja. ja juz nie zwracam na to uwagi. szkoda zdrowia.

Anonymous said...

Mialam te dziewczyne dawno, dobrych pare lat temu, przyszla ze trzy razy, ale byla beznadziejna - jej metoda sprzatania bylo zuzywanie moich recznikow kuchennych (z 4 rolki!) oraz calego pronto do mebli. Dostawalam cholery :-) A teraz chetnie wzielabym kogos, ale J. uwaza, ze dajemy sobie rade i wziecie pomocy byloby porazka (nigdy nie zrozumiem facetow). Wiec na razie jest jak jest (czytaj: balagan). No ale skupiam sie na pozytywach, J. jest naprawde dobrym mezem, ale nie jest MNA i nigdy mna nie bedzie, wiec troche fail z tymi oczekiwaniami, ze bedzie rozumowal tak jak ja. Aczkolwiek wiadomo, ze to ja mam racje ;-)

ania k said...

kaska- "o ale skupiam sie na pozytywach, J. jest naprawde dobrym mezem, ale nie jest MNA i nigdy mna nie bedzie" - chyba se w ramki oprawie :-) powinnas byc marriage counselor!

hjuston - ja wracam codziennie o 19.00. i obiady gotuje codziennie. dlatego mam ostatnio taka obsesje na dania jednogarkowe do odgrzewania w nieskonczonosc ...a te skarpetki - to rzezczywiscie fenomen niezwykly dla mnie. i jakze prawdziwy. i tez sie akurat o to nie czepiam. traktuje to jako nielueczalna przypadlosc :-)

Anonymous said...

amaz o ktorej wraca?

ania k said...

hjuston: godzine do poltorej wczesniej. ale zaraz po pracy bierze psa na spacer.

zynderojber said...

nie zmienisz tego Anno, plonne twe nadzieje. faceci juz tak maja, sa organicznie nieprzystosowani do prac domowych (z wyjatkiem zboczencow zwanych "majsterkowiczami"). mam w tym temacie przebogate doswiadczenie.

pozostaje zatem praca u podstaw (innymi slowy: tresura) przy zachowaniu nastepujacej gradacji:
1. zacheta
2. grafik
3. uwaga
4. zjebka
5. awantura
6. karczemna awantura
7. karczemna awantura + ciche dni
8. nawstrzelanie po pysku
9. grozba rozwodu
10. morderstwo i zamiana na nowy model, najlepiej wyposazony w opcje "majsterkowicz"

Anonymous said...

Aniu, nie chcialam zawalac tu miejsca mega-komentem, wiec popelnilam wpis na ten temat na swoim blogu, w ktorym podlinkowalam do Twojego.

ania k said...

aneta, ja u ciebie nie moge komentowac :-( probowalam wielokrotonie! ja nie mam login i hasla i nie wiem jak to zrobic.... w kazdym razie pytanie mam do ciebie takie: czy istnieje mozliwosc sklonwania twojego meza? jesli tak, to chetnie sie zapisze na klona, sztuke jedna!!!!

zynderjober: witam pania/pana? z tych dziesieciu punktow 7 juz przerobilismy, za wyjatkiem #2, 8, 20. wydaje mi sie, ze nalezy tez dodac OPCJONALNY punkt #11: "zacisnac zeby i olac sprawe"

zynderojber said...

co do grafikow, nie, bron boze nie przeniose korporezimu do wlasnego domu. po pysku rowniez jeszcze z tak przyziemnego powodu nie dostalem.

z calego serca sklaniam sie wiec ku punktowi 11. poza tym:

"spieszmy sie celebrowac soboty, tak szybko odchodza"

wyrazy pelnego zrozumienia dla Flipa ;)

a teraz ide troche wokol ogarnac... sorry "przegarnac" (to takie moja wersja "ogarniecia" w wydaniu lite)

ania k said...

zynderojber: no coz, typowo meskie podejscie do sprawy ;-)

zynderojber said...

dobry material pod gender studies. btw zostalem dzisiaj ojcem - nastanie nowy porzadek. ;)

ania k said...

panie zynderojber, pozostaje mi tylko pogratulowac potomka/potomki i zyczyc efektywnego podzialu obowiazkow w powiekszonej rodzinie! ;-)

Anonymous said...

Ania:

Primo: Umozliwilam komentowanie bez logowania na swoim blogu, wiec w przyszlosci powinno dzialac.

Secundo: Zupelnie nie pamietam jak to sie robilo, zeby zalozyc sobie konto gdzie mozna sie zalogowac i pokazuje Twego nicka, wiec nie moge Ci doradzic.

Kazdy maz ma swoje wady i zalety, ale wydaje mi sie, ze moj maz jest jednak wyjatkiem od reguly. Doradzilabym jednak ten punkt 11 :).