Monday, May 4, 2009

I’m only happy when it rains

Weekend upłynął mi w strugach deszczu (no pun intended) i było bosko. Zazwyczaj ostatni deszcz w Santa Cruz ma miejsce mniej więcej w połowie kwietnia, a potem słońce, błękitne niebo i generalnie nuda to przełomu listopda/grudnia, więc ten sztorm majowy to zdecydowanie bonus. Było mokro, szaro, mgliście, latarnia morska wyła w pobliskiej oddali, na prawdę fajnie. Do tego mój asortyment DVD's wzbogacony weekendowym repertuarem kablówki. Całe szczęście, że mój mąż wraca jutro, bo naprawdę potrzebuje, żeby ktoś mnie mocną ręką przywrócił do pionu moralnego. Upodliłam się wyśmienicie –dwie beznadziejne komedie z Sarah Jessica Parker, podręcznikowy wręcz rom-com z Ashtonem Kutcherem, Sex and the City the Movie oraz czeresienka na torcie filmowego upodlenia się: Mamma Mia (Meryl Streep nawet za występ w kolumbijskiej telenoweli pewnie by się kwalifikowała do Oskara, ale śpiewający Pierce Brosnan – BARDZO wielkie WTF). Do tego różowe wino (hiszpańskie organiczne wytrawne, żeby nie było, że popełniłam white zinfandel), kanapki na obiad przez 4 dni i jestem gotowa na powrót głowy naszego domostwa. Poza tym to co. Monotematycznie. Zżera mnie stres, że trzeba by jakiś dom kupić. Oraz, że w robocie restrukturyzacja. Takie nowe modne słowo.

5 comments:

AnetaCuse said...

Ciekawy sposób na spędzanie "bezmężowego" czasu. Ja nie wiem co bym ze sobą zrobiła, mój mąż nigdy nigdzie nie wyjeżdża.

ania k said...

anneta, jak to mowia "guilty pleasures" :-)

ania_2000 said...

taki parodniowy wyjazd jest wg mnie kazdej zonie od czasu do czasu potrzebny:) dluzszy nie - ale max 7 dni. Akurat, zeby sie SAMEMU pobyczyc na kazda strone, po szafie popatrzec, poprzymierzac rozne cuda, powloczyc sie, poczytac i poogladac:)

ania k said...

ania, zgadzam sie w 100%. samotnosc jest zdecydowanie potrzebna co jakis czas. ale nie za czesto ;-) nie wyobrazam sobie mieszkac z kims, kto regularnie i czesto lata po swiecie w ramach pracy... a znam ludzi, ktorzy pracuja w takiej formie od poniedzialku do czwartku i w domu sa tylko 3 dni w tygodniu. przesrane moim zdaniem, jesli chodzi o zycie rodzinne.

AnetaCuse said...

Ania: to byłam ja. Wiecznie w rozjazdach. Jakoś nam to zbytnio nie przeszkadzało dopóki nie kupiliśmy sobie psa. Samotne borykanie się z rozbrykanym szczeniakiem tak utrudniło mężowi życie, że zmieniłam pracę :).