Tuesday, August 4, 2009

bear nation

od momentu naszego powrotu z yosemite nurtuje mnie glownie jedno pytanie: co stoi na przeszkodzie mojemu rzuceniu roboty w tzw. pizdu, zakupienia przyczepy kempingowej i udania sie na permanentna ekspatriacje w gory? no wlasnie, CO?

jesli wyjdziemy z zalozenia, ze symbolem stanu kalifornia jest niedzwiedz, nasz wypad byl kwintesencjonalnym doswiadczeniem kalifornijskim. na dzien dobry przywitala nas na naszym miejscu kempingowym wielka niedzwiedzia KUPA. udalam sie do camp host'a w celu zorganizowania szufli tudziez innego osprzetowania, ale mily straszy pan pelniacy funkcje camp host (nota bene wolnotariusz) powiedzial, ze lepiej zostawic jesli nie obawiamy sie wdepniecia w owa kupe, bo tak bardziej naturalnie. kemping jest codziennie odwiedzany przez misia poszukujacego jedzenia i ow mis znaczy teren. LUZ. no. misia mielismy mozliwosc poznac dzien pozniej. o 5.45 rano obudzily nasz krzyki innych kempingowcow - poczym - wielki brazowy niedzwiedz przebiegl lekkim truchtem mniej wiecej 10 metrow od naszego namiotu. wielki - tzn. mniej wiecej wysokosci naszego samochodu oraz 375 funtow wagi zywej (170 kg - informacja od camp host'a). LUZ. sorry za brak zdjec, ale zbyt trzesly mi sie rece, zeby rzucic sie w poszukiwaniu aparatu.

w sobote udalismy sie na wspinaczke na North Dome. hubby stwierdzil: 9 mil na 9 lat. te 9 mil czyli circa 14,5 km czuje do dzis. co do widokow, to zdjecia nie oddaja ich W OGOLE. acha, na szlaku tez widzielismy niedzwiedzia kupe.





wiecej Half Dome

jeszcze wiecej Half Dome


lunczyk

troche mam dosc

camp o.

dowod rzeczowy

17 comments:

AnetaCuse said...

Kurcze, coś dla skali mogłaś dorzucić koło tej niedźwiedziej kupy, bo tak wcale się nie różni od psiej ;). Bo ja to sobie wyobrażałam taką GÓRĘ kupy. Fotki fajne. Kalifornia naprawdę pięknie wygląda, może kiedyś się wybiorę.

ania k said...

aneta, mozesz porownac z obwodem drzewa obok, ale masz racje - nie widac. gora moze nie, ale mala konska tak ;-) co do kaliforni to mysle, ze bardzo by ci sie podobalo no i jest masa miejsc na kajakowanie :-)

ania said...

He he, to rzeczywiscie luz z tym niedzwiedziem. Ciekawe, jaki to byl gatunek, bo jak czytam w tym odnosniku o fladze, ostatniego grizzly zabito w CA w 1922 r. A widoki jak zawsze boskie.

ania k said...

ania, grizzly nie ma, ale jest bardzo liczna populacja niedzwiedzi brunatnych, mniejszych niz grizzly.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Nied%C5%BAwied%C5%BA_brunatny

ania said...

Przyjemniaczek.

sorbet5 said...

No, Yezoos, jak Ci zazdroszcze! No jak tam jest pieknie!!! Jak ja bym tam wrocila juz dzis!!! I mam dokladnie takie same przemyslenia co do rzucenia wszystkiego w pi*zdu... Nawet sie kiedys dowiadywalam, co trzeba umiec, zeby park rangerem zostac... Ale wyszlo mi, ze troche za cienki bolek ze mnie...

Zazdroszcze bardzo wszystkiego oprocz niedzwiedzia.

hjuston said...

super zdjecia. na fejsbuku odnioslam wrazenie, ze bylo bardziej LUZ ;).
a mieliscie jakies dzwonki czy cos w tym stylu? w polsce sie mowi zeby w lesie nie halasowac, ale jak sa niedzwiedzie to wlasnie trzeba

ania k said...

sorbet, nie no, niedzwiedz byl super. troche zwatpilam, to fakt, ale w sumie fajna przygoda. co do park ranger to tez kiedys sprawdzalam z ciekawosci. no trzeba sie wykazac faktycznie.

hjuston - nie no, luz byl. dzwonkow nie mamy, ale mielismy za to patelnie i talerze metalowe w namiocie. na wycieczki nie mamy nic. wystarczy ponoc glosno krzyczec.

suvka said...

Przepiekne miejsce i sliczne miejsca. W Yosemite zatrzymalismy sie tylko jeden dzien w drodze do parkow Sequoia i Kings Canyon, gdzie poszlismy na kilkudniowa wycieczke z plecakami. Tez pieknie. W dzien misie mnie nie meczyly, ale juz noca, gdy spalismy na odludziu to sie balam. Ja mialam gwizdek, pepper spray i zatyczki do uszu, zeby nie nasluchiwac. Bo jak tylko cos slyszalam to zaraz chcialo mi sie siku.
Ten pomysl z przyczepa jest bardzo dobry, zwlaszcza teraz gdy firma oznajmila, ze beda zwolnienia bo outsourcuja nasz (PDX) development.

suvka said...

"sliczne zdjecia"

hjuston said...

o jezu suvka ja myslalam, ze twoja firma to raczej bedzie sie trzymac. ze te wszystkie malutkie poupadaja, a wam przypadna ich klienci... mam nadzieje, ze ciebei te zwolnienia omina.

my jak bylismy w teton to tez mielismy pepper spray. na alasce nigdy nie mialam, ale wtedy bylam mloda i glupia. widac im czlowiek starszy, tym bardziej strachliwy

ania k said...

suvka, gwizdki ludzie tez mieli, bo gwizdali na tego biedaka jak szaleni. my nic nie bralismy ze soba (w sensie, ze pepper spray), bo tak na prawde nie spodziewalismy sie az tak bliskich kontaktow. a w zatyczkach zawsze spie, bo flip chrapie :-)
a wogole to kurcze fatalne co piszesz o Twojej pracy, mam nadzieje, ze Ciebie te zwolnienia omina.trzymaj sie i na razie nie martw sie na zapas (chodz wiadomo, ze trudno sie nie martwic).

hjuston, na alasce to chyba najwiecej niedzwiedzi. i wilkow (dopoki Barakuda ich nie wystrzela).

m. said...

Pieknie i strasznie... jak prawie wszystko w Kalifornii:)

Czlowiek szybko uzaleznia sie od kalifornijskiego slonca i niezwyklej przyrody. Jezdzimy do CA co najmniej dwa razy w roku i nadal tyle rzeczy mamy do zobaczenia.
Chcialabym przeniesc sie w czasie i pomieszkac w Kalifornii lat 50... to musial byc raj na ziemi. Bez przeciazonej infrastruktury i korkow. Marzenie. Podobno nawet Yosemite latem wyglada jak wielki parking... a teraz jak bylo? natlok turystow?

ania k said...

m. - faktycznie Yosemite Vally to jedno wielke zoo i korek. absurd. i dlatego my tam nie jezdzimy. nasze ulubione miejsce sa wzdluz Tioga Road (prowadzacej do Tioga Pass), a tam juz turystow sa sladowe ilosci. jakbys byla zainteresowana, to daj mi znac emailowo, bardzo dobrze znam te okolice oraz rowniez na wschod od parku (kolo lee vining i mammoth lakes), to chetnie Ci wiecej napisze.
co do korkow generalnie to akurat zalezy gdzie. ja dojezdzajac do sillicon valley akurat na mojej trasie az na tyle korkow nie trafiam (o dziwo). ale owszem, sa miejsca gdzie po prostu dramat. nie mowiac juz o takich aglomeracjach jak np. LA. LA mnie pod tym wzgledme ZASZOKOWALO, a malo co w sumie mnie szokuje ;-)

Anonymous said...

oj zazdroszcze ci tej yosemite. mieszkalam w bay area wiele, wiele lat, i czesto lazilismy z plecakiem po yosemite... jestem teraz w colorado i niby mam gory skaliste in my own back yard, ale wiesz, jednak nie ma to jak te przepiekne kochane sierras!

dorota w colorado (but i left my heart in san francisco)

ania k said...

dorota, ale te Wasze Rockies sa przepiekne! spedzilam w Rocky Mountain Natl Park 2 tygodnie bodjaze w 2003 roku i byly to wspaniale wakacje. tam tez widzielismy niedzwiedzia - na szlaku doslownie wpadlismy na niedzwiedzice z malym (az ona stanela na dwoch lapach, bo tez chyba zwatpila). to nasze spotkanie na campingu teraz to pestka w porownaniu z tamtym. no ale sierras sa fajne, to fakt. podoba mi sie ich roznorodnosc, z jednej strony prawie pustynne, a z drugiej alpejskie, masa jezior, sekwoje.

suvka said...

Ania, Hjuston dziekuje za slowa otuchy. Powinnam wiedziec, w ciagu najblizszch dwoch-trzech tygodni...o ile CBP (Customs and Border Protection) zaakceptuje podanie firmy o zezwolenie na outsourcing. Hjuston firma sie trzyma, tyle tylko, ze szukaja gdzie mozna obciac koszty a poniewaz zatrudniaja w USA duzo programistow na kontrakt to tez im musza wiecej placic. wymyslili sobie, ze zatrudnienie ibm i accenture do outsourcingu im wlasnie na to pozwoli...my w poprzedniej firmie mielismy zupelnie inne doswiadczenie z outsourcingiem.