Wednesday, June 24, 2009

inspiration perspiration

zacięłam się ostatnimi czasy i jakoś brakuje mi weny. na przyklad mogłabym napisać osobisty komentarz do toczącej się w hameryce health care debate i co myślę o pierdolonych ubezpieczalniach i ośrodkach medycyny, zilustrować zgrabnie cyframi z piętrzących się rachunków, jakie ostatnimi czasy zapychają naszą skrzynkę pocztową (nie "inbox" tylko wiecie, analogową skrzynkę, z metalu) a będące bolesną konsekwencją naszego szlajania się (prosz, piękny poznański wtyk) po lekarzach. ale za każdym razem jak się biorę, aby ten kafkowski absurd wyeksponować, ciśnienie mi skacze i se odpuszczam. albo mogłabym napisać o 3 już porażce kupna kolejnego domostwa (ostania, poniedziałkowa uplasowała nas na 5 miejscu wobec 10 ofert - we are getting better at it). ale też mi skacze ciśnienie. o, w sobotę wypełniliśmy aplikację w lokalnym schronisku zwierząt i pobawiliśmy się z jednym bardzo smutnym kundlem. strasznie mi było jej żal. po 9 latach rozwodzący się właściciele oddali ją do schroniska. nie rozumiem w ogóle i żadne próby racjonalizacji takiej decyzji jakoś nie formują mi się w logiczną całość. but who am i to judge... w każdym razie pies jest bardzo smutny i generalnie płacze w klatce. piłkę aportowała bardzo ładnie na wybiegu, grzecznie podawała łapy i siadała/kładła się na komendy. acha, i za dwa dni jedziemy na wyprawę z naszymi przyjaciółmi z NY. miało być yosemite, ale mieszczuchy stchórzyły i stanęło na montaña del oro. lepszy rydz niż nic.

10 comments:

AnetaCuse said...

Tak, wiem coś o frustracji z ubezpieczelniami zdrowotnymi i rozumiem wybór. Dziwi mnie gehenna przez jaką przechodzicie z kupnem domu: to zupełnie inny system niż w stanie NY. U nas złożysz ofertę na określoną sumę, właściciel albo się zgodzi, albo odrzuci. Ale jeśli już się zgodzi, to nie ma znaczenia, że ktoś złoży wyższą - jest kontrakt i transakcja musi dojść do skutku, chyba że jakieś tam warunki nie są dopełnione po jednej ze stron. Więc jeśli chcesz chatę, to po prostu proponujesz blisko ceny o którą proszą i voila, chyba że ktoś cię ubiegł czasowo. Osiwieć można od tego, co się tam u Was dzieje...

Serce mi ścisnęło od opisu psa. No jak można wyrzucić członka rodziny na bruk po 9 latach??? Zupełnie tego nie rozumiem. Jesteście zainteresowani adopcją tego właśnie psa, czy tylko się rozglądacie?

ania k said...

aneta, wszystkie oferty jakie zlozylismy do tej pory, byly na domy albo bank-owned albo short sale, gdzie banki nie bawia sie w negocjacje. bank wybiera najwyzsza(albo najkorzystniejsza oferte - np. all cash) i po krzyku. nie ma disclosure, nie wiadomo za ile dom zostal sprzedany (do momentu rzecz jasna kiedy staje sie to public record).

co do psa, to na razie raczej sie przymierzamy i rozgladamy. do schronisk chodzimy od jakiegos czasu, ale w sobote po raz pierwszy wypelnilismy oficjalnie papiery w jednym z nich i teraz juz maja nas w swojej kartotece ;-)

ania said...

Ale piekny ten park na zdjeciach.

Co do ubezpieczenia, to temat rzeka i chyba kazdy, kto tu mieszka dorzucilby swoje trzy grosze. Chyba nic mi tak nie psuje krwi, jak dzwonienie do nich i ich ignorancja. Kiedy chce sie dowiedziec, czy konkretna usluga zostanie pokryta, to nikt nigdy nie jest w stanie dac mi jednoznacznej odpowiedzi. No przeciez paranoja zupelna. Na szczescie, musze obiektywnie stwierdzic, ze obecne ubezpieczenie jest naprawde super. W trakcie ciazy wydalam z wlasnej kieszni jakies $60 gora na wizyty i badania.

ania k said...

ania, nie dosc ze kompletna ignorancja to kompletny brak woli, bezmozgowie i partaczenie doslownie kazdego rachunku (na ich korzysc oczywiscie). a Twojego planu to Ci zazdroszcze. my placimy 20% z kieszeni. ale nie mamy HMO tylko PPO, czyli teoretycznie lepiej, bo mozemy wybierac sobie lekarzy i nie potrzebujemy tych pieprzonych referrals. ach, szkoda gadac. czasami jednak zaluje, ze nie wybralismy HMO, bo zdecydowanie taniej.

evek/ewwwek/ewa said...

Ania, pomysl o tych, ktorych w ogole nie stac na zadne ubezpieczenie (mozesz o mnie), to wtedy sytuacja z twoim nie bedzie tak dramatycznie wgladac...
bez ubezpieczenia to tylko palnac sobie w leb! :O(

a tego pieska bedziecie jeszcze odwiedzac?? jak sie trafi to duuuuuzo glaskow z chicagowa dla futrzaka...
tych wlascicieli to bym rozstrzelala...

ania_2000 said...

Aniu, no coz - czasami tak sie sklada, ze nic sie nie poradzi, tylko trzeba do przodu..
co do psa, czlonka rodziny wyrzucanego po tylu latach - wrr...
bardzo smutne.

ania k said...

evek - trzymaj sie mocno. pieska nie wiem czy odwiedzimy, bo w nastepne dwa weekendy nas nie ma i mam nadzieje, ze w tym czasie ktos ja juz zaadoptuje... a jak nie zaadoptuje, to bedziemy myslec.

ania _2000, dokladnie, do przodu :-)

hjuston said...

wez mi nic nie mow o ubezpieczalniach. ja do tej pory wyklocam sie o rachunki za porod, a to bylo przeciez ro ktemu.

ania said...

O, to ladne perspektywy przede mna.

ania k said...

o rachunek za szczepienie na grype klocilam sie przez pol roku. ale sie uparlam, ze nie popuszcze, i wyszlo na moje.dodam, ze o ten rachunek klocil sie tez moj maz oraz jego insurance broker. czyl- - w sprawie jednego rachunku dzwonily 3 rozne osoby po kilka razy. w sumie jakby policzyc czas wszystkich osob, ktore ta sparwe odkrecaly, to pewnie by wyszlo z 10 godzin albo i wiecej.