natury jestem chyba osobą mało optymistyczną, do tego jeśli dodać wyssane z mlekiem polskie czarnowidztwo i narzekactwo - you get the picture. więc jeśli mój minimalistyczny optymizm pójdzie się - excuse my french - jebać, no to wiecie. może być cinko. na przykład wczoraj. fakt faktem, że prawie że pobiłam rekord jeśli chodzi o korkowy cluster-fak, bo ta-tam, dojazd do domu zajął mi dwie godziny. po godzinie z płaczem i napierdalającym kolanem (kocham bezdennie moją zdezelowaną jettę z ręczną skrzynią biegów, ale kiedy przez 2 godziny macham kolankiem i sprzęgłem, to już mniej) zadzwoniłam do męża, który kazał mi się uspokoić. po czym zaczęłam wizualizować scenę jak z teledysku REM "everybody hurts", kiedy to porzucam jettę na poboczu autostrady Southbound 880 i spacerkiem podążam w siną dal. poczym niemalże dostałam ataku paniki. poczym trafik ruszył.
ale, ale. ostatnio przypomniała mi się jedna z moich ulubionych piosenek dekadę temu. i tego staram się trzymać.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
3 comments:
no ja cie ogromnie przepraszam, ale jakbym ja miala jezdzic przez tyle godzin w takim korku gdzie jest stop and go, tobym zajoba dostala nawet z normalna skrzynia biegow.
koszmar. road rage gotowy po godzinie. bardzo wspolczuje ci tych dojazdow.
REM to jeszcze po biedy. Gorzej, jakby Ci po glowie zaczal chodzic Michael Douglas i "Falling Down" (chyba "Upadek" po polsku) ;)
ania: haha, jasne, ze znam Upadek. moze dlatego, ze bylam w takim lzawym nastroju przyszedl mi do glowy REM a nie wlasnie Upadek.
ania_2000: normalnie korki sa do zniesienia trasie, szczegolnie w moich godzinach (mam flexible schedule i generalnie jezdze do roboty na 10). no ale ten nie byl. jakis wypadek i zamkneli CALA autostrade.
Post a Comment