Thursday, April 16, 2009

laitmotivy

wczoraj była niedziela, a jutro jest już piątek. nie pamiętam za cholerę, co się wydarzyło pomiędzy poniedziałkiem a dniem dzisiejszym, poza tym, że poniedziałek tradycyjnie bardzo bolał. pamiętam też codzienna szarpaninę (nie w sensie dosłownym rzecz jasna) z różnymi jednostkami pracowniczymi nacji hinduskiej. i tyle. czarna dziura.

poza vortexem poniedziałkowo- czwartkowym to niewiele. owszem, na froncie materacowym jest proges. znaleźliśmy inny, który miejmy nadzieję będzie miał więcej właściwości puchatej chmurki. akcja zwracania i zakupu nowego na dniach. chyba nawet jutro. natomiast na froncie poszukiwaniu własnego dachu nad głową - progres taki se. sprawa jest dość frustrująca. jasne, ceny spadły dość znacznie. to znaczy ze średnio miliona na banalne 700K. w naszym przedziale cenowym, czyli do 400K, czuję się czasami jakbym poszła do marshall's czy ross dress for less i tam szukała na przykład skórzanej kurtki marca jacobsa w koszu 80% off. bycie bottom feeder jest męczące, zwłaszcza jak powoli pojawia się gdzieś z tyłu głowy myśł, że szanse znalezienia czegoś co nam sie bardzo spodoba mogą być nikłe. może jesteśmy zbyt wybredni, a może mamy chore przekonanie, że za 400K powinno się mieć możliwość kupić coś SENSOWNEGO. ale do czego zmierzam. chyba złożymy pierwszą ofertę kupna. domek (a właściwie bungalow albo craftsman cottage, jak kto woli, wszechobecne w kalifornii) jest mikroskopijny co prawda, ale ważąc pros i cons i starając się być realistą wychodzi na to, że jest dość dużo tych pros. ale ponieważ jest to scenariusz short sale i kwestia dwóch (!) niespłacanych hipotek, sprawa może ciągnąć się miesiącami i nie ma gwarancji, że bank zgodzi się nieruchomość sprzedać.

minęły też już ponad 2 miesiące od śmierci nelo. codziennie przekonuję się, że ból i żałoba po śmierci psa są tak samo realne, jak po śmierci człowieka. nie ma dnia, kiedy bym o niej nie myślała, a tęsknota nie formowała guli na gardle i żołądku. akurat w tej kwestii vortex poniedziałkowo-czwartkowy pomaga, bo się nie myśli za dużo o życiu. ostatnio zaglądamy często na stronę. myśleliśmy, żeby zostać rodziną zastępczą dla jakiegoś potrzebującego psiaka (a psy w tej organizacji są często w desperackich sytuacjach), do czasu jego adopcji. łapię się niestety na tym, że podświadomie szukam psów, które przypominają mi nelo, więc chyba jeszcze nie ten czas. taki na przykład scooby...

8 comments:

ania said...

Rzeczywiscie Nelo-podobny. Ja mysle, ze jak zdecydujecie sie byc rodzina zastepcza, to juz potem takiego psiaka nie oddacie. Za bardzo sie przywiazecie.
A ten craftsman cottage uroczy. My mamy bungalow, naprawde maly, ale jak to mowia ciasny, ale wlasny. Powodzenia.

AnetaCuse said...

Mi tez czas leci przez palce i nie wiem co, gdzie i kiedy, wiec bardzo usmialam sie z pierwszego zdania wpisu - zupelnie jak u mnie.

Nie dziwie sie, ze tesknisz za Nelo. Moze wkrotce otworzysz serce dla innego czekajacego czworonoga... One sa takie kochane i kochajace.

hjuston said...

domek wyglada na solidny. blisko od oceanu?

zgadzam sie z ania. psiaka pewnie juz nie oddacie.

ania k said...

dziewczyny, alez ten link to tylko przykladowe zdjecia architektury craftsman cottage!ten domek nie jest az TAK fajny, jak te w linku. ale z odpwiednimi kosmetycznymi modyfikacjami mialby potencjal.

ania - co do "ciasne ale wlasne" to zdziwilabys sie... nie sadze, zeby Twoj dom byl az tak maly jak ten. kalifornia bije rekordy pod tym wzgledem.

hjuston - blisko, 5 minut samochodem...

co do psiaka, to pewnie i tak.

Anonymous said...

Aż smutne jest to, że dałaś się przekonać, że z domem za 400K jesteś bottom feeder. Ja miałam podobne raz przejście, zresztą jest dokładnie o tym reklama. Miałam kiedyś 100K, które chciałam gdzieś upchnąć i mój bank powiedział mi, że dla nich to jest za mało, żeby spędzić ze mną chwilę czasu i poradzić mi gdzie to upchnąć według moich życzeń.
Na pociechę powiem Ci, że mamy znajomków z domem za 2.3 miliona w Twojej okolicy. Niestety są tak udupieni, że oboje muszą pracować na pełen etat do końca życia chyba. Jakby się coś jednemu przydarzyło, to raczej nie daliby rady. No i kto tutaj jest bottom feeder? Nie daj się zgłupić, kupcie to na co możecie sobie spokojnie pozwolić, bez nerwów i to najlepiej z jednej pensji. A druga to już taki bonus. Craftsmen cottage to piękny styl z ruchu Arts and Crafts, ale i tak ludzie co się architekturą nie interesują, to nie wiedzą jakie to perełki te niewielkie domy. Im większy dom, tym więcej sprzątania, nie zapominaj o tym też! Ja sama sprzątam własny i od czasu do czasu to mi nawet i pajęczyny nie przeszkadzają.

Pozdrawiam, Alicja

salon nowojorski said...

Scooby wygląda mi na psa w sam raz dla Ciebie:)

ania k said...

salon - fajny jest scooby, prawda? ale nie wiem czy emocjonalnie mozemy sobie pozwolic na adoptowanie takiego staruszka... z drugiej strony to dobry uczynek. najlepiej byloby wziac dwa - szczeniaka i starszego.

alicja - wiesz, nikt nam tego nie wmowil... widzielismy dziesiatki nieruchomosci i w tym przedziale cenowym nie ma sie niestety czym ekscytowac, generalnie bieda z nedza. albo mikroskopijne, albo rudera, albo na totalnym odludziu (w gorach SC), albo mieszkanie (ktorego raczej wolimy uniknac, bo to kiepska inwestycja). a co do kupowania z jednej pensji - to swiete slowa i wlasnie dlatego szukamy w tym a nie innym przedziale. mamy tu w SC kuzyna, ktory sie zadluzyl na 850K w 2005 roku i generalnie od tamtego dnia maja non-stop klopoty finansowe i na nic ich nie stac...

Anonymous said...

To może warto przemyśleć ładny duplex albo ładne condo, bardziej w stylu domu niż mieszkania? Albo rozejrzyjcie się w jakimś miejscu które kryje się pod radarem, a naprawdę takie są. Nawet jak dołoży Wam to 10 minut więcej dojazdu, to moim zdaniem warto. Albo zwrócić się w kierunku wsi i kupić kawałek ziemi z domem. Ziemię używasz jako hobby farm, masz jakiś tam dochód, a status podatkowy hobby farm jest zupełnie inny niż "residential zoning". Jest masa różnych rozwiązań, ale nie daj sobie wmówić, że z domem za 400 K jesteś jakimś tam biedakiem. Poważnie! Spójrz na to trzeźwo i zastanów się.
A to hobby farm to mogą być same przyjemne rzeczy: uprawa i letnia sprzedaż lawendy, oliwek, cytryn czy nawet jajek (tylko z tym to najwięcej pracy oczywiście). Alicja