Monday, April 6, 2009

na co dybie w wielorybie

poniedziałek powitał mnie syndromem little miss sunshine. w sensie, że w tym filmie główna bohaterka jest takim serdelkiem i wszystkie ubrania są dla niej o rozmiar za małe. dziś rano miałam malutkiego meltdowna ,albowiem przygotowany w niedzielę outfit okazał siś być, ekhem, za mały. tak gdzieś o rozmiar. to znaczy spodnie. to znaczy zmieściłam się, ale efekt był właśnie jak w little miss sunshine. gdybym jeszcze miała jakąś sensowną wymówkę typu ciąża. ale nie mam. potem okazało się, że wszystkie inne spodnie były albo mokre albo pogniecione. jedyne co nadawało się do założenia to moje zimowe spodnie z tweedu, mimo, że lato u nas w pełni. mam nadzieję, że nikt z kolegów i koleżanek z pracy nie zauważył, że mi się pory roku pomyliły. a tak w ogóle to poniedziałek jest jedynym dniem, kiedy jeszcze mam siły jako-tako wyglądać, im bliżej piątku tym bardziej mój outfit koncepcyjnie zbliżony jest do dresu. zdecydowanie duży plus mojego biura to brak dress code i generalnie można nosić wszystko, nawet dres czy gumowe japonki (w których generalnie żyję od kwietnia do grudnia). wiecie, my kalifornijczycy jesteśmy przecież największymi luzakami na świecie. palmy, kabriolety, w prawym ręku joint, w lewym iphone. no ale w poniedziałek człowiek chce dobrze i profesjonalnie się prezentować na zebraniach i w ogóle, z nowym tygodniem nowym krokiem. to tak apropo's poniedziałku.

w weekend obejrzeliśy dwa filmy, które mnie niestety rozczarowały. w rachel getting married trochę za dużo neurozy dla samej neurozy, artystowskiej histerii no i ta kamera z ręki. w połowie filmu hubby stwierdził, że rozbolała go głowa od tej kamery. ale anne hatheway nie była zła. drugi film to outsourced. no tak głupiej komedii powielającej wszelkie możliwe stereotypy i schematy dawno nie widziałam. w sumie fajnie by było obejrzeć jakiś inteligenty film na ten temat outsorcingu i zderzenia kultur. zna ktoś?

aha, a nasz biedny wieloryb zakończył żywot na miejskim zsypie śmieci. najprzód okupował pierwszą stronę naszej wioskowej gazety przez 3 dni z rzędu, a potem go w końcu wywieźli na malowniczy zsyp śmieci przy highway 1.

13 comments:

hjuston said...

przykre z tym wielorybem.
ja widzialam ten outsource. mozna obejrzec zeby zobaczyc jak to jest z tym call center w indiach, ale nic poza tym.
a ta rachel to nie nadaje sie nawet na babski wieczor? bo chcialam obejrzec.

ania k said...

hjuston, no szkoda, ęe ten wieloryb nie mógł zakończyć żywota w oceanie. co do babskiego, to moim zdaniem raczej nie, chyba, ze lubisz artystowska deprechę. wypożycz sex and the city 3 serię (z aidanem i troyem) i będzie super ;-)

evek/ewwwek/ewa said...

a ja ostatnio czesciej sie przekonuje, ze cos ciuchy jakby luzniejsze... najlepsza dieta to bezrobocie - ale nie polecam. a w koncu ciuch rzecz nabyta, to co sie stresowac!
btw - u nas w tych zimowych spodniach to bys sie niezle wpasowala - bo wczoraj padal snieg, a dzis jest szaro i niewyraznie... ;O)

pozdrowka!

AnetaCuse said...

...czubek nosa Eskimosa? - skad to w ogole jest, bo za Chiny nie moge sobie przypomniec?

Faktycznie nieciekawy przypadek z tymi ubraniami, sama wiem jak takie odkrycie dobija. Odradzam kupowanie wiekszego rozmiaru, za ruch sie brac ;).

hjuston said...

z komiksu

ania_2000 said...

U nas dzisiaj heatwave, temp dochodzi 80F:)) ale w pracy ja zwykle (przynajmniej mnie) ziebia, wiec moje grube spodnie nikogo nie dziwia, i sweter tez.
Ja wczoraj ogladnelam Marley and Me - ziew... Nie polecam...

ania said...

He he, mam tak samo w ubieraniem sie do roboty. W poniedzialki jeszcze wkladam w to serce, aby w piatek przybyc do firmy w jakichs pol-bojowkach, bawelnianym topie i plaskich butach.
A "Rachel" depresyjna, niewygodna. I glowna bohaterka mnie irytowala. Hathaway zagrala niezle.

ania k said...

aneta, to jest tytul takiego zakreconego komiksu z lat 80-tych (autor baranowski)

ewa - no az tak sie nie stresuje. a jesli juz to nie ciuchami a swoim rozlazlym stanem fizycznym...

ania_2000 - ja ostatnio trzymam sie jak najdalej od jakichkolwiek filmow o psach.... a pada u was dzis?

ania: a teraz to pewnie w ogole masz wymowke, zeby sie ubierac niezobowiazujaco?

Edi said...

Widzialam "Outsourced". Troche smieszny, troche smutny... ogolnie moze byc...ale naprawde bliski rzeczywistosci...byliszmy z hubbim w Indiach, on wlasnie szkolil Hinduska firme do ktorej wyslano polowe roboty ze Stanow... no i oczywiscie zwolniono ludzi. Cale szczescie, ze moj sie uchowal... teraz "szkoli" Malezje, Chiny, Filipiny, a nawet Polske...Krakow...bo podobno Polacy sa swietni...i tani...Pozdrawiam.Edi.

ania_2000 said...

nie, nie pada, i nadal cieplo trzyma:) szkoda tylko ze w pracy mam taki zapiperz, ze na lunch nie moge na sloneczko wyjsc..

ostatnio sie wzielam za czytanie (ogladania filmow mam dosyc) i czytam druga czesc romantyczno wampirzej historii, "New Moon"

oooo - ten film polecam:) krecony u nas w Portland:)
http://www.twilightthemovie.com/

ania k said...

Witam Edi :-) Ja nie kwestionuje rzeczywistosci przedstawionej w Outsourced, ale nie podobal mi sie sposob przedstawienia Indii i Hindusow (w Indiach nie bylam, ale pracuje z masa Hindusow tutaj). Wydal mi sie dosc schematyczny i dwu-wymiarowy, nastawiony na tania komedie...Chyba oczekiwalam bardziej doglebnej analizy outsourcingu, ze strony Amerykanow tracacych prace, Amerykanow - klientow oraz Hindusow ...

hjuston said...

mi sie wydaje, ze to wlasnie miala byc tania komedia

ania k said...

hjuston, chyba zdecydowanie tak jak mowisz, mi po prostu nie przypadlo do gustu.

ania_2000, a u nas dzis leje, az nie wierze normalnie. a ten twilight to moze dla hjuston na babski wieczor?