wychodzi na to, ze równo miesiąc temu strzeliła mi pierwsza dycha na gruncie hamerykańskim. miałam piękny plan zrobić podsumowanie zysk i strat. i co. jak na razie się nie zmobilizowałam, wiec pewnie się już nie zmobilizuję. być może za późno na taki bilans, bo po 10 latach to się człowiek do wszystkiego przyzwyczai i nowe stanie się starym i trudno bilansować sprawy oczywiste. na dzień dzisiejszy tu jest mój dom, a właściwie moje serce, bo z domem to czytelnicy wiedza, ze perypetiom jak na razie nie ma końca. i sama nie wiem, czy bardziej dziwię się wszystkiemu podczas wizyt w polsce czy tutaj. ale pewnie raczej podczas wizyt w polsce. czyli wychodzi na to, że oczywistsze wydaje mi się to co tutaj, a nie tam.
przyznaję, że wkurwia mnie niemożebnie postawa, z która się często spotykam w starym kraju, z cyklu "amerykanie to grubasy i idioci". na tej zasadzie można by rzec, ze polacy to katolicy, alkoholicy, którzy biją swoje żony... również zawsze tłumaczę podczas moich wizyt w ojczyźnie, że hameryka bynajmniej nie jest krajem mlekiem i miodem płynącą (każdy kto tu mieszka potwierdzi) i że american dream dogorywa, ostatnimi czasy dość szybko. ale też jestem przekonana, że żyje tu się mimo wszystko łatwiej, nawet przy obecnym kryzysie i bezrobociu. i mimo, że wiadomo, absurdów i nielogiczności dnia codziennego jest masa, w porównaniu z nielogicznościami i niewygodami życia w PL ameryka cały czas wygrywa. po tym, jak moja matka zginęła pod kołami samochodu, który potrącił ja na pasach jadąc 90 km/h w strefie 50 km/h, sprawca dostał tylko zawiasy, grzywnę i zakaz prowadzenia, a gliniarz na komisariacie powiedział mi "pani, wszyscy tak jeżdżą, nic się nie da zrobić, na tej ulicy były już dwa wypadki śmiertelne", zdałam sobie sprawę, że ja do polski już nigdy nie wrócę. coś we mnie pękło, jeśli chodzi o mój szacunek do ojczyzny. zapewne moje fundamentalne pojęcie funkcjonalnego społeczeństwa i norm mija się z tym, co tam zastałam. ale wiadomo, nigdy nie mów nigdy.
w kwestii bilansu zysków i strat. główną stratą jest niestety kontakt z rodzina. skajpy, wideokonferencje czy latanie z wizyta raz do roku na tydzień niestety nie wystarcza. kontakty słabną i koniec, taka jest naturalna kolej rzeczy. nie da się trwale podtrzymywać więzi na taką odległość i z tak minimalną inwestycją czasową. z zysków to wierzę mocno w mądrość "podróże kształcą" i moim zdaniem każda nowo zdobyta perspektywa jest tylko i wyłącznie na plus. poza tym na ameryce psy można wieszać w nieskończoność, ale nikt mi nie powie, ze nie jest to kraj gdzie każdy znajdzie sobie miejsce, bez względu na kolor, wyznanie, narodowość czy orientacje seksualna. przy odrobinie szczęścia i pracowitości osiągnie pewnie jakiś tam sukces, cokolwiek ten sukces oznacza dla tej osoby. i w sumie z tych cały czas otwartych drzwi mojego nowego domu jestem bardzo dumna.
suma sumarum you lose some you win some. decyzje i wybory, wybory i decyzje. jak se poscielesz tak się wyśpisz.
Tuesday, July 28, 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
13 comments:
gratuluję 10-tki!!! :O)
bardzo mi przykro z powodu twojej Mamy..taka tragedia..
co do dziesieciolecia, to mysle, ze pozniej z kazdym rokiem coraz mniej bedziesz robila tego rodzaju rozrachunki - podoba mi sie to co napisalas i mam podobne odczucia:)
Zabytkowy paszport...Bez korony jeszcze ptaszyna.
Aniu, mam bardzo podobne odczucia, moze za wyjatkiem tego, ze jeszcze nie spotkalam sie z ta opinia, ze Amerykanie to grubasy (poza granicami Stanow), bo tu czasami o tym slysze, ze strony wlasnie Amerykanow. Mnie stuknelo 8 w Maju. Chyba sobie tez powinnam zrobic podsumowanie.
Bardzo fajne podsumowanie, sama mam bardzo podbne odczucia. Zdjęcie paszportu mnie rozczuliło, też mam taki w szufladzie... Mi stuknie 10 lat 22 sierpnia. Też straciłam mamę w bardzo tragicznych okolicznościach będąc w Stanach, 6 tygodni po przybyciu.
Piec lat tutaj stuknie mi 28 sierpnia i mysle, ze moje odczucia nie beda sie roznily od Twoich, moze poza tym, ze czesto spotykasz sie w kraju z opinia, ze Amerykanie to grubasy i idioci. A tak poza tym, to tez chyba juz bardzo wroslam w tutejsza rzeczywistosc i czasem jak mysle o ewentualnej przeprowadzce nad Wisle, to wydaje mi sie, ze kosztowalaby mnie psychicznie duzo wiecej niz przeprowadzka na nieznane tutaj 5 lat temu.
co wy z tym sierpniem. mi tez w sierpniu chyba 18 stuknie 11 lat. ale u mnie to torche inaczej bylo bo 11 lat temu przyjechalam poraz pierwszy i przyjezdzalam tylko na kilka miesiecy, a na stale to dopiero w 2002.
fajne podsumowanie- zapomnialas tylko dodac, ze jakbys tu nie przyjechala to najprawdopodobniej nie mialabys NAS!
ja tez mysle, ze zyje sie tu latwiej, a oprocz rodziny to oczywiscie najbardziej tesknie za moimi dwiema przyjaciolkami. czasem jednak ciekawa jestem jakby to bylo jakbym wrocila i czasem mysle, ze byc moze te moje tesknoty to takie marzenia, bo tak naprawde wcale nie byloby latwiej. pewnie miejszaklybysmy w innych miastach i nie widywaly sie za czesto. wiadomo tez, ze za czasow studenckich to wszystko bylo latwe i piekne. tak wyjechalysmy i takie mamy wspomnienia i wyobrazenia o zyciu w polsce.
Amen.
ewa - dzieki :-)
aniu 2000 - dziekuje sredecznie.
milusiaki - to byl moj pierwszy paszport, wyrabiany na poczaktu lat 90-tych, kiedy to jeszcze wladza nie zaczela drukowac postkomunistycznych. musze sprawdzic, w ktorym dokladnie roku wyrabiany.
suvka&ania - powaznie nie mowia wam w PL, ze amerykane to outluszczeni ignoranci? hm. moze to tylko moja rodzina ;-) wiadomo, ze jest tu masa grubych i niewyksztalconych, ale wkurza mnie wrzucanie wszystkich do jednego worka.
aneta -nie wiedzialam. sciskam serdecznie.
m. -no tak :-)
hjuston - no tak, zapomnialam!!! potega internetu :-) wiesz, bardzo podobnie mysle jak Ty, ze te moje wyobrazenia o starym kraju to zwykla idealizacja, nie majaca wiele wspolnego z rzeczywistoscia. za kazdym razem sie o tym przekonuje, ze moje wspomnienia a rzeczywistosc to dwie rozne sprawy. no i tych starych znajomosci szkoda, to fakt - ale dokladnie jak mowisz, i bez wyjazdu za ocean tez pewnie by sie te wiezi rozluznily.
Ten paszport to juz eksponat muzealny. I to jaki fajny. Bron Boze go nie wyrzucaj! No i gratuluje oczywiscie dychy!
Spostrzezenia na temat Ameryki mam bardzo podobne, choc mnie najbardziej brakuje tu polskiego lasu. I chodzenia na grzyby.
p.s. I jeszcze przesylam (zawstydzona) najlepsze choc spoznione zyczenia imieninowe! :)
sorebt, nie wiem czy moge Ci wybaczyc. defakto juz Cie usunelam z moich friends na FB ;-)
a co, u Was w great lakes nie ma lasow jak w PL? ani grzybow? aczkolwiek rozumiem sentyment, bo jak jestem w jakims miejscu co krajobrazowo mi sie choc troche kojarzy z PL to zawsze mnie sciska w zoladku i zawsze sie podwojnie ciesze.
Nieeeee! Please!... (co do FB) :)
Takich lasow jak pod Bilgorajem to nie ma nigdzie! :) W Wisconsin i Michigan sa lasy, ale takie bardziej jak na Mazowszu, cos w stylu "laski, piaski i karaski", ale daleko im do borow sosowych Roztocza...
Nam 31 sierpnia stuknie szesc lat w Kanadzie, zacznie sie siodmy... Chyba tez musze walnac jakis tekst okolicznosciowy. No ale od wyjazdu z Polski juz dziewiec, zacznie sie dziesiaty...
Do Polski za diabla bym nie wrocil. Czlowiek wrasta w nowa rzeczywistosc i kiedy jestem w Polsce na wakacjach to bardzo szybko sobie uswiadamiam, ze nie mam ochoty na kraj wyznaniowy, w ktorym nietolerancja dla innych miesza sie z kombatanctwem i cwaniactwem. Oczywiscie nie wszyscy sa tacy, ale to wlasnie takich najbardziej widac i tacy nadaja ton dyskusji spolecznej i zyciu politycznemu.
Opinie Polakow o Amerykanach i Ameryce bynajmniej sa jak najbardziej rozpowszechnione, wystarszy poczytac komentarze w prasie albo na forach internetowych: idioci, grubasy, prostacy. No i jeszcze wiz nie chca zniesc dla najwspaniajlszych, najmadrzejszych i najbardziej zasluzonych, egro, Polakow:)
Post a Comment