przyznaję, że wkurwia mnie niemożebnie postawa, z która się często spotykam w starym kraju, z cyklu "amerykanie to grubasy i idioci". na tej zasadzie można by rzec, ze polacy to katolicy, alkoholicy, którzy biją swoje żony... również zawsze tłumaczę podczas moich wizyt w ojczyźnie, że hameryka bynajmniej nie jest krajem mlekiem i miodem płynącą (każdy kto tu mieszka potwierdzi) i że american dream dogorywa, ostatnimi czasy dość szybko. ale też jestem przekonana, że żyje tu się mimo wszystko łatwiej, nawet przy obecnym kryzysie i bezrobociu. i mimo, że wiadomo, absurdów i nielogiczności dnia codziennego jest masa, w porównaniu z nielogicznościami i niewygodami życia w PL ameryka cały czas wygrywa. po tym, jak moja matka zginęła pod kołami samochodu, który potrącił ja na pasach jadąc 90 km/h w strefie 50 km/h, sprawca dostał tylko zawiasy, grzywnę i zakaz prowadzenia, a gliniarz na komisariacie powiedział mi "pani, wszyscy tak jeżdżą, nic się nie da zrobić, na tej ulicy były już dwa wypadki śmiertelne", zdałam sobie sprawę, że ja do polski już nigdy nie wrócę. coś we mnie pękło, jeśli chodzi o mój szacunek do ojczyzny. zapewne moje fundamentalne pojęcie funkcjonalnego społeczeństwa i norm mija się z tym, co tam zastałam. ale wiadomo, nigdy nie mów nigdy.
w kwestii bilansu zysków i strat. główną stratą jest niestety kontakt z rodzina. skajpy, wideokonferencje czy latanie z wizyta raz do roku na tydzień niestety nie wystarcza. kontakty słabną i koniec, taka jest naturalna kolej rzeczy. nie da się trwale podtrzymywać więzi na taką odległość i z tak minimalną inwestycją czasową. z zysków to wierzę mocno w mądrość "podróże kształcą" i moim zdaniem każda nowo zdobyta perspektywa jest tylko i wyłącznie na plus. poza tym na ameryce psy można wieszać w nieskończoność, ale nikt mi nie powie, ze nie jest to kraj gdzie każdy znajdzie sobie miejsce, bez względu na kolor, wyznanie, narodowość czy orientacje seksualna. przy odrobinie szczęścia i pracowitości osiągnie pewnie jakiś tam sukces, cokolwiek ten sukces oznacza dla tej osoby. i w sumie z tych cały czas otwartych drzwi mojego nowego domu jestem bardzo dumna.
suma sumarum you lose some you win some. decyzje i wybory, wybory i decyzje. jak se poscielesz tak się wyśpisz.

