Sunday, March 15, 2009

easy like sunday morning

tak jak poprzedni weekend wykończył mnie z lekka, bo jeden dzień zszedł na podatki, a drugi na jeżdżeniu z naszym agentem nieruchomości wdłuż i wszerz santa cruz county celem zwiedzania domów w mniej lub bardziej zaawansowanym stadium przejmowania przez banki, tak w ten weekend postanowiłam pierdolę, lenię się. sobotę zainagurowaliśmy brunczykiem w ulubionej cafe brasil (orfeu negro rządzą). pogoda była niczego sobie, więc udaliśmy się na spacer do pobliskiego wilder ranch. potem nas trochę przewiało, więc wróciliśmy do domu, poobijaliśmy się trochę oboje na necie. już wyciągałam piękne schabowe z lodówki, ale hubby zamarudził, że lepiej by coś zdrowego. więc pojechał w siną dal, a konkretnie do staff of life, i wrócił z pięknymi filetami pacific orange roughy (po polsku, bardzo nieapteycznie, gardłosz atlantycki). a jak sie mówi "a" to potem trzeba mówić "be", więc na hubbiego padł zaszczyt gotowania obiadu. coś tam pogrzebał w lodówce i wyszedł piękny orange roughy z rozmarynem, czosnkiem i cytryną. potm zadzwonili znajomi, czy nie poszlibyśmi na watchmen. no więc muszę powiedzieć, że watchmen to jedyna rysa na moim weekendzie. to znaczy z jednej strony film wizualnie i koncepcyjnie plus pod względem doboru muzyki do scen wymiata, ale nieuzasadniona ilość krwi i rozpruwanych flaków mnie z lekka przytłoczyła a w sumie na końcu wkurwiła. może za stara jestem na pop kulturę 21 wieku.

a niedziela jak to niedziela, zawsze zejdzie z górki. tu jakieś sprzątanie i skajpik z polską, tam jakieś zakupy żywnościowe, i po niedzieli. po drodze wcisnęliśmy spacer na west cliff oraz brunczyk w kelly's bakery. a na wieczorną niedzielną deprechę najlepszy jest 30 Rock.

7 comments:

Anonymous said...

no mnie ten 30 rock w ogole nie smieszy. obejrzalam co prawda tylko pierwszy odcinek pierwszego sezonu, ale w ogole nie bylo to smieszne.
orange roughy swietnie nadaje sie na fish taco z mango salsa

Anonymous said...

My robimy orange roughy z kaparami w sosie cytrynowym, o ile pamietam. Pyszna rybka.

ania k said...

hjuston, no wlasnie! tez stwierdzilismy, ze pewnie by wyszly pyszne fish tacos z tego orange roughy. a mango salsa to kupna czy domowa? co do 30 Rock to mi osobiscie potrzeba bylo z 2-3 odciniki, zeby sie wkrecic. ale byc moze to po prostu rozmija sie z Twoim poczuciem humoru..

ania, wlasnie, z kaparami tez bylaby niezla, zwlaszcza, ze kapary przewaznie zawsze mamy w lodowce. az sie dziwie, ze na to nie wpadlismy w sobote.

Anonymous said...

30 rock to juz chyba tylko jeden sitcom, na ktory czekam:)

rybka przepysznosci:) smaku mi narobilyscie - a ja niestety na diecie, bo mam contest w pracy i musze sie napychac kapusta (zapycha i malo tuczy;)))

Aniu - popatrzylam do tej brazylijskiej cafe, siem poslinilam na te portobelle na sniadanie. i czy to jest sprawiedliwe, ze w waszym santa cruz jest polski sklepik, a w naszej wielkiej metropolii go nie ma?! ech.
dosyc o zarciu.

ania k said...

ekhem, ania_2000 - gdzie ty wypatrzylas u nas polski sklep? bo ja o takowym nie wiem. 30 Rock doprowadza mnie do lez (ze smiechu rzecz jasna). wczoraj nadrabialam zaleglosci na hulu.

Anonymous said...

ech ania.. na oczy mi sie rzuca przez ten glod i wszedzie jedzenie widze:)
zamiast skypik przeczytalam sklepik!

ania k said...

ania_2000, no niezle musisz byc glodna!