Wednesday, March 25, 2009

we are all chinese

dziś jednym uchem wyłapałam na NPR ciekawy trivia tidbit, a mianowicie, że w całym USA jest więcej chińskich restauracji niż wszystkich razem wziętych "restauracji" mcdonald's, burger king i KFC. no więc muszę przynać, że chińskiego nie znoszę i nie ruszę nawet kijem. przyciśnięta do muru prędzej ruszę wiadro starych skrzydełek KFC niż general tsao chicken. na marginesie dodam, że w ciągu mojego 10-letniego pobytu w USA w KFC byłam raz. raz jedyny. coś jest w tej chińszczyźnie, co momentalnie powoduje u mnie skręt żołądka. nie wiem, czy stary tłuszcz z woków, cukier w sosach czy czosnek z puszki. i ten zapach. co ciekawe, wszystkie inne etniczne uwielbiam pasjami. tajlandzkie, malezyjskie, kambodżyjskie, wietnamskie, hinduskie - kocham zawsze i wszędzie. nauczyłam się natomiast głośno nie wypowiadać swojej opinii o chińszczyźnie w towarzystwie amerykanów, bo patrzą na mnie jak na nienormalną. amerykańcy kochają chińszczyznę. wszyscy i bez wyjątku. z tego co się orientuję, chińskie pewnie stoi na pierwszym miejscu jako narodowe "comfort food".

13 comments:

Anonymous said...

Tez specjalnie nie ciagnie mnie do chinszczyzny i rzadko jadam. Natomiast z nieznanych sobie przyczyn uwielbiam hot & sour soup.

ania k said...

aneta, zupa hot&sour w wersji tajskiej jest bardzo dobra :-)

Anonymous said...

Hm, dziwne co nam podchodzi, a co nie. Rzeczywiscie niezla jestes z tym chinskim, skoro inne kuchnie orientalne Ci smakuja. A tu SF bokiem i Chinatown (choc po prawdzie, to uwazam, ze w chicagowskim lepiej karmia). Ja akurat chinskie bardzo lubie i na razie mam swoj wlasny dramat, bo w ciazy prawie w ogole mi nie lezy. Mowiac "chinskie" wykluczam z tego wszelkakie "Pandy Express" i inne sieciowki, bo te mi nie smakuja w ciazy, czy nie w ciazy.

ania k said...

ania, pande epress jadlam raz i tez mi nie smakowala, choc nie smakowala jak chinszczyzna, tylko jak nedzna podroba jedzenia azjatyckiego.do chinatown raczej nie zachodze, glownie ze wzgledu na te gigantyczne obdarte ze skory i ociekajace tluszczem kaczki w na hakach w oknach.

Anonymous said...

No ale to przeciez najwieksza atrakcja ;) Mnie tez przyprawiaja o mdlosci.

ania k said...

ania, ja sie tych kaczek po pekinsku zwyczajnie boje ;-)

Anonymous said...

ja tych kaczek tez nie lubie. nigdy jeszcze nietrafila mi sie dobra. a moze one wlasnie takie musza byc? takie przesuszone wiory. w SF taka wlasnie kiedys jadlam.
kiedys jak mieszkalam w NM to czesto jadlam w pandzie express. bardzo mi wtedy smakowalo- ale tylko mandarin cziken.
a do chinskich knajp raczej nie chodze.

Anonymous said...

a jeszcze a propos chinczykow. dzisiaj w parku zatrzymala nas starsza pani (chinka), ktora ledwo co mowila po angielsku. pilnowala swojego wnuka. pyta sie nas czy mowimy po chinsku. my na to, ze nie (btw- mam zamiar wyslac franka na chinski, zeby w razie przejecia swiata przez chinczykow mogl z nimi negocjowac w naszej sprawie), ale ze mowimy po rosyjsku. no i ta pani tez mowila po rosyjsku. podobno mlodych juz ruskiego nie ucza, ale starsi i owszem, mowia po rosyjsku. jak widac, sa jakies korzysci z tej komuny. mozna sie przynajmniej z chinczykiem dogadac

Anonymous said...

ja tez jestem w podziwie, ze odrozniasz wietnamskie od chinskiego:)
mi wszystko odpowiada - od tajlandzkiego po japonskie.
z tym, ze nie lubie zadnych rodzajow ciasta, ktorymi obtacza sie mieso, a potem je smazy. wszystko oprocz tego.

nie cierpie hinduskiego - curry przyprawia mnie o zwroty;) najgorsze to, ze niedaleko mnie w pracy siedza hindusi... chyba kiedys ich zaczne lysolem spryskiwac.
nie rozumiem - nie myja sie? bo ciuchy az tak przesiagniete nie moga byc..

Anonymous said...

Hjuston - haha, przypomniala mi sie z powodu tej chinskiej staruszki mowiacej po rusku - ze ona pewnie z Mandzurii byla:0))

Nie wiem czy znasz, bos mloda sikorka jeszcze - ale byl kiedys w polskim radio Andrzej Zembaty i mial swietny program o poszepszynskich. Tam byl dziadek jacek? o ile dobrze pamietam - ktory na wojnie byl w Mandzurii:)

ania k said...

hjuston, niexzla jestes, bo ja z rosyjskiego nie pamietam ani slowa. tzn. jedyne co pamietam, to czytanki, ktore musielismy sie uczyc na pamiec a potem na wyrywki recytowac.

ania_2000, ja hinduskie lubie bardzo, ale masz racje, hindusi czesto pachna jak curry. szcegolnie nowojorscy taksowkarze z pakistanu. moze dlatego, ze jak gotujesz w domu, to ci wszystko przesiaka tymi przyprawami.

Anonymous said...

Ostre słowa tutaj padają i dużo nielubienia. Ja widocznie mam mniej wrażliwe podniebienie, bo praktycznie wszystko lubię za wyjątkiem...majonezu.
Ani domowego, ani sklepowego, po prostu żadnego. Jestem z tych co jak zamawiają jakąś kanapkę to "hold the mayo". Natomiast jak ktoś mnie poczęstuje czymś co ma mayo w sobie, to konsumuję bez problemu, wiedząc lub nie wiedząc.
Chińskie jedzenie jest pyszne, ale musi być odpowiednio przyrządzone. Świeżość jest ogólnie bardzo ważna w chińskiej kuchni, kurczaki kupuje się żywe, ryby zresztą też, no ale wiadomo, że takie restauracyjki które chcą jak najwięcej zarobić to tego nie robią. Jednak w zasadach i prawidłach kuchni chińskiej każdego regionu to świeżość jest bardzo istotna.
Alicja

Anonymous said...

bylismy dzisiaj na hinduskim lunchu i bede musiala wszystkie ciuchy prac, bo koszmarnie przesiaknely zapachem. musza miec zla wentylacje. przez dwa tygodnie pobytu w Indiach nigdy mi ubrania nie pachnialy curry, a tu prosze raptem godzina i trzeba bedzie prac. niektore etiopskie restauracje w portland tez maja problemy z wentylacja. kiedys bardzo lubialam chinskie, najlepsze jadlam w LA, a potem zakochalam sie w tajskim i jakos o chinskim zapomnialam. moze trzeba bedzie znowu sprobowac.