Sunday, March 22, 2009

mr. self destruct

przyznaję, ostatnio mnie trochę wzięło na mickey rourka. nie dość, że "wrestler" (w polsce "zapaśnik") był jednym z moich ulubionych fimów oskarowych, to jeszcze na dodatek element lekkiego szaleństwa rourka, te jego przemowy bez ładu i składu, ultra oryginalne wdzianka na wszelkie gale z nagrodami, naszyjnik ze zdjęciem zmarłego psa. moim zdaniem mało komu tak do twarzy z szaleństwem jak właśnie rourkowi. co jeszcze. aspekt, do którego mam wyjątkową słabość, czyli "życie i sztuka imitują się nawzajem". no bo przecież randy the ram to właśnie mickey rourke. oraz aspekt drugich szans. chodzi o drugą szansę dla rourka jako aktora. fajnie, jak ktoś w życiu sobie nabruźdźi, a potem jak już wydaje się, że sięgnął dna - bam - druga szansa i jest możliwość happy endu. randy the ram nie miał takiego szczęścia, jego szansa powrotu zakończyła się tragicznie.

ale do czego zmierzam, i to w kontekście tej wzajemnej imitacji rzeczywistości rzeczywistej i filmowej. rourka pamiętam tylko z roli w "9 1/2 tygodnia" oraz "dzikiej orchdei" (TAK, przyznaję, oglądałam tego soft-pornusa jako 13 letnie dziewczę). rourke to był taki troche brad pitt lat 80-tych. natomiast nie oglądałam jego bardziej aktorsko zaawansowanych ról, z których zasłynął. tak więc wyszło na to, że musze obejrzeć ćmę barową. z uzyskaniem ćmy barowej jest śmiesznie, bo na netflix jej NIE MA. tak, po prostu, nie ma. herezja normalnie. a że recesja, to zarówno hollywod video jak i blockbuster zatrzasnęły ostatnio wrota w moim nejberhudzie, więc w ogóle kiepska sprawa. hubby jednak, po nitce do kłębka, znalazł starą kopię - uwaga - VHS - w jakiejś małej wypożyczalni. VHS! szok, że nasz VCR działał (oraz, że go nie wyrzuciliśmy 7 lat temu). film jest niezły, trochę dołujący rzecz jasna, jako że historia o facecie, który generalnie zapija się na śmierć, a towarzyszy mu w tym piękna faye dunway. była to ostatnia rola rourka przed porzuceniem aktorstwa na rzecz boksu. no i przyznaję, jeśli chodzi o postacie ultra-hiper-samodestruktywne - rourke jest genialny. pod tym względem ćma barowa i wresteler oraz jego życie pozaekranowe spięły się dla mnie wielką klamrą . a w momencie, kiedy bohater ćmy zaczyna mówić o sobie "wrestler" (jest tam kilka scen, jak się bije z barmanem) - wymiękłam.

2 comments:

Anonymous said...

Obecny Mickey Rourke mnie w ogole "nie bierze". Gosc swoim wygladem razi moje uczucia estetyczne. Ze starszych filmow widzialam go w "Harry Angel", a pare lat temu gral w "Sin City". W "9 1/2 tygodnia" byl boski i chyba wole go takim pamietac.

ania k said...

ania, cma barowa pewnie by Ci sie podobala, bo dobrze zagral i wyglada estetycznie ;-) no i masz racje, "Angel's Heart" byl tez swietnym filmem