Wednesday, December 31, 2008
oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba...
w ostatni dzień roku poszliśmy na 6 km spacer. pogoda była idealna, 20C, słońce, lazurowe niebo, zero wiatru. poczym nasrała na mnie mewa. tak wiec nie ma siły, 2009 musi być rokiem fenomenalnym, cokolwiek ma to znaczyć.
Monday, December 29, 2008
trzęsienia ziemi i zwierzęta
ale do czego zmierzam. tydzień temu zatrzęsło nami z lekka, około 9 rano. my nic nie poczuliśmy, bo w weekendy śpimy do oporu, tak więc o 9 spaliśmy. natomiast nelo budziła nas pół nocy, chodziła po naszej sypialni w tę i z powrotem, popiskiwała, wypuściliśmy ją na siku około 4 rano, ale niewiele to dało. nie jest to jej normalne zachowanie, zazwyczaj śpi jak zabita całą noc (i cały dzień). z perspektywy telefonu teściów z texasu, którzy nas poinformowali o tym całym mini- trzęsieniu, wyszło na to, że może nelo jest wizjonerką. wygooglałam sobie temat i faktycznie. zwierzęta przeczuwają trzęsienia ziemi. prosz, artykuł tu.
ceeeleeebraaate good times...
hubby w tym roku zrezygnował z tortu na rzecz drobiazgów. decyzja bdb.
oczopląs
zachód słońca na pescadero. w tle golden gate.
w sf zdecydowanie obowiązuje czarny
szef kuchni
o zdjęciu "przed" zapomniałam z wrażenia. ale było wyśmienicie.
poza tym nie ma to jak zapodać sobie w urodziny film o starzeniu się, śmierci i przemijaniu (i wielkiej miłości). poza tym, że może timing nie najlepszy, to jak dla mnie film roku. zdecydowanie kandytat na best picture. david fincher nie zawiódł...
Saturday, December 27, 2008
32
dziś też miałyby miejsce 60 urodziny mojej Mamy.
Friday, December 26, 2008
christmas sweater
zawsze mnie fascynuje w jaki sposób niektórzy amerykanie manifestują swoją radość i gotowość świąteczną. konkretnie chodzi mi o odzież i bizuterie christmasową, a jeszcze konkretniej- o instytucję christmas sweater. tacy na przykład sąsiedzi z obrazka poniżej: założę się o 20 bucksow, ze mają całą szafę wypełnioną christmas sweaters. a pani domu z pewnością posiada niejedne kolczyki-bałwanki tudzież broszkę-choinkę. poniżej kilka obrazków z sieci, jakoś nie udało mi się osobiście w tym sezonie nic pstryknąć, ale zapewniam wszystkich z poza ameryki, że takie badziewia to na porządku dziennym tutaj - mniej więcej od końca listopada. zagorzali zwolennicy holiday sweaters posiadają często również halloween sweaters tudzież thanksgiving sweaters...
Tuesday, December 23, 2008
deck the halls...
Monday, December 22, 2008
z nowym rokiem nowym krokiem
Sunday, December 21, 2008
święta - exhibit A
zaletą podwójnego świętowania jest, no coż, podwójność tych milszych rzeczy w życiu. prezenty, kolacje, świeczki, uroczystości. wadą, no cóż, KTOŚ musi zorganizować/ugotować/posprzątać. dwa razy. mimo wszystko bilans zdecydowanie i bardzo na plus. happy chanukah, mazel tov.
na zdjęcu poniżej widać naszą manorę z dwoma świeczkami (na pierwszą noc zapala się jedną świeczkę, ta w środku to "odpalacz" i na każdą następną noc dodaje się kolejną), tradycyjny chanukah gelt, dreidel, a w tyle błyska na niebiesko nasza choinka.
a'propos pisowni, to następujące formy są dopuszczalne:
- Chanuka
- Chanukah
- Chanukkah
- Channukah
- Hanukah
- Hannukah
- Hanukkah
- Hanuka
- Hanukka
- Hanaka
- Haneka
- Hanika
- Khanukkah
Thursday, December 18, 2008
psiejsko czarodziejsko
Wednesday, December 17, 2008
you'd better not pout, you'd better not cry....
Tuesday, December 16, 2008
when it rains it pours
Monday, December 15, 2008
happy and merry
święta w tym roku miałam zamiar przeczekać i pod radarkiem pielęgnować swoją traumusię świąteczną. happiest time of the year to dla mnie nigdy nie był, wspomnienia z całokształtu wigilii i świąt mam dość nie-świąteczne, i tak się do za mną do dziś ciągnie, co roku jak z zegarkiem w ręku w grudniu dopada weltschmerz. hubby zawsze mnie namawia to stawienia sobie i traumusi czoła, a że dobra żona słucha męża... anywho, sezon świąteczny inaugurujemy w niedzielę, albowiem nie wiem jak, ale w sobotę spontanicznie zaprosiłam 6 osób (i lista rośnie) na pierwszą noc channukah i niniejszym zostałam wolontariuszem smażenie placków ziemniaczanych (aka latkes)... tak wiem, channukah to niby takie poślednie święto (które żydzi w usa zaczęli bardziej obchodzić wraz z nasileniem komercjalizacji christmas z prezentowym szaleństwem) ale u hubbego zawsze miała miejsce impreza rodzinna z latkes, kręceniem dreidel, zapalaniem świec i prezentami, więc czemu by nie kontynuować tej miłej tradycji?
Saturday, December 13, 2008
Thursday, December 11, 2008
spleen
Tuesday, December 9, 2008
cenntenial
poniżej obrazki z. na obrazku #1 w roli głownej, oprócz babci rzecz jasna, łysina hubbego.
Saturday, December 6, 2008
drinking and blogging
Friday, December 5, 2008
it's a jungle out there
co jeszcze. no więc oglądamy pilnie i grzecznie te mieszkania na sprzedaż, co weekend mamy po kilka umówionych. ciekawe czasy, na prawdę. z jednej strony raty oprocentowania hipotek spadają na łeb i szyję. nic tylko kupować. z drugiej strony jest kosmiczna dewaluacja i nie wiadomo, ile dana nieruchomość tak na prawdę jest warta. przykładowo: oglądaliśmy jedno condo, 78m2. facet kupił je od banku w sądzie (foreclosure). poczym wyremontował, wszystko nowe. wystawia je za 359K, podejrzewam że kupił je od sądu za ok 270K. wystawił je na sprzedaż we wrześniu za 379K, ale ponieważ 3 inne condos poszły na foreclosure w tym kompleksie mieszkaniowym, automatycznie wartość jego mieszkani poszła w dół. w sumie to wystawia je teraz za 359K ale powiedział nam, że do negocjacji, więc jakbyśmy mu dali 340K to myślę, że też by wziął. oglądaliśmy też mieszkania do kupna bezpośrednio od banku, czyli te słynne foreclosures. niezły maks. dziury w ścianach, powyrywane zlewy i umywalki, powypalane dywany, podłaczana elektryka (wieczorem agent pokazywał nam przy latarce), śmierdzi pleśnią. deprecha. za jedyne 300K. okazja, nic tylko brać.
tak na prawde to mnie to wszystko z lekka dobija. mieliśmy misterny plan przeprowadzki zapięty prawie na ostatni guzik i plan poszedł sie - sorry za wulgaryzm - jebać. chcemy i musimy podejmować decyzje które same w sobie są stresogenne, a w obecnym klimacie bezrobocia i recesji są dla mnie przytłaczające. nie wiem za co się chwytać i czego się trzymać. każdy mówi coś innego.
Tuesday, December 2, 2008
nieszczęścia chodzą parami
Monday, December 1, 2008
święta święta i po świętach redux
south lake tahoe przypomina mi trochę zakopane. wiem wiem, do zakopanego pewnie mu daleko, ale jakoś nagromadzenie kiczu i badziewia turystycznego, tanich hoteli bez ładu i składu, turystów przechadzających się w tę i z powrotem po głównej ulicy, futra sztuczne i czasami prawdziwe plus góry w tle jakoś kojarzą mi się swojsko. w zakopanym byłam ostatnio bodajże jakieś 14 lat temu, więc pewnie dużo się zmieniło. zakopane rekompensuje historią bohemy artystycznej, a SLT historią ekscentrycznych pionerów . jednego dnia udaliśmy się na popularny szlak i jakże swojski był widok turystów w skórzanych kurtaczkach, kozaczkach na obcasach, z torebkami marki coach. wystarczy jednak pojechać trochę dalej i jest się już samemu na łonie natury, i to całkiem niezłej natury. i tak w ogóle, może od tego łażenia po szlakach a może od skojarzenia z zakopanem zrobiło mi się nostalgicznie, zatęskniłam za tatrami, schroniskami górskimi (które tutaj nie istnieją), góralami, oscypkami i skarpetami z gryzącej wełny, pociągiem trasy poznań-zakopane oraz pierogami na krupówkach. chyba się starzeję...
Tuesday, November 25, 2008
happy turkey day
jutro pakujemy manatki po robocie i uderzamy w kierunku tahoe. ponieważ nasz domek ma w pełni wyposażoną kuchnię, zabieramy ze sobą samochód pełen jedzenia. hubby jest odpowiedzialny za indyka oraz stuffing, ja natomiast za brukselkę z boczkiem, zieloną fasolkę z grzybami, słodkie ziemniaki z syropem klonowyom oraz sosem z żurawiny (zalewasz świeżą żurawinę wodą z cukrem i gotujesz z 30 min). zamówiłam też w piekarni pumpkin pie. w tahoe ma padać śnieg, więc kto wie, może się załapiemy na dwa w jednym: thanksgiving i white christmas.
Monday, November 24, 2008
cięcia budżetowe
"Last week, in response to the challenging global economic environment, XYZ introduced a series of expense-management initiatives aimed at decreasing the company's overall expenses by the end of Fiscal Year 09.
As part of that effort, XYZ will implement a mandatory year-end shutdown of the US-Canada markets from December 25, 2008, to January 4, 2009, with some exceptions for targeted business-critical teams.
During the shutdown, XYZ's US-Canada offices will "power down" with limited services available to employees. By closing these offices, XYZ reduces its overall facility expenses as well as its liability and payroll expenses. For example, when PTO is taken and recorded, those expenses are significantly minimized, contributing to the efforts to reduce operating expenses. These actions result in cost savings of tens of millions of dollars for XYZ."
Sunday, November 23, 2008
livin' it up in hotel california
nowy james bond beznadzieja. siora ostrzegała i miała rację. w sumie olałam akcję zupełnie i przez cały film skupiłam się tylko i wyłącznie na genialnej noszalancji z jaką daniel craig nosi garnitury i smokingi oraz na jego oozing sexiness. hubby był najbardziej rozczarowany brakiem aston martina. i o co chodzi z tymi fordami? czyżby james bond też poczuł recesję?
Thursday, November 20, 2008
ciezkie czasy ida
Wednesday, November 19, 2008
blerg!
Monday, November 17, 2008
if this is your first night at fight club you have to fight
Friday, November 14, 2008
chyba jest pełnia
Oj, bardzo zly dzien. Bardzom zmeczona indeed. Kilka srednio przespanych nocy plus zapierdal w robocie plus nie-przyznam-sie-ile godzin w samochodzie = efekt starego kapcia/chomika na ryju plus chec ucieczki bardzo bardzo daleko, rowniez i od tego faceta, co go poslubilam. Odnosnie efektu chomika na ryju, to mam wrazenie, ze z dnia na dzien z jedrnej dwudziestolatki zamienilam sie w wymieta trzydzieche. Po czym wczoraj sobie uzmyslwilam, ze moje urodziny nie sa kiedys tam pod koniec roku, tylko za 5 tygodni. I ze byc moze wlasnie przekroczylam ten magiczny prog w kwestii zmarch i obwislych polikow.
Czeresienka na torcie jest wizyta moich tesciow, w chwili obecnej pewnie ladujacych na plycie lotniska san jose. Z tym tesciami to jest dosc ambwiwalentnie. Z jednej strony sa to ludzie o wielkim sercu, ktorzy nigdy nie oceniaja (ani nas ani bliznich generalnie – co dla mnie jest na szczycie listy w wielkiej ksiedze zalet ludzkich), nie sa malostkowi i generalnie rzecz biorac sa szczerze mili i bardzo kochajacy. Z drugiej strony- sa jednymi z najbardziej neurotycznych ludzmi z jakimi mialam kiedykolwiek do czynienia. Kilka dni wizytowani i ich dziwactwa staja sie szybko nie do zniesienia. Nie bede opisywac publicznie do czego sa zdolni w gestii zachowan niewytlumaczalnych i moim zdaniem paranoidalnych, bo po co, w kazdym razie czasami jest ciezko byc mila i cierpliwa i sie zawsze usmiechac, bo czasami chce sie powiedziec „what’s wrong with you people?!?”. I tak to. Zyczcie mi milego weekendu.
Wednesday, November 12, 2008
alex & me
Tuesday, November 11, 2008
just a small town girl livin in a lonely world
wybory, wybory, i po wyborach. zrobiło się tak trochę anty-klimaksowo. jedyne co, to teraz położyć się na wznak na katafalku i czekać aż zbawi nas święty i wszechmocny obama. niby szykują się jakieś ulgi podatkowe dla zwykłych szaraków, więc ja poproszę jak najszybciej.
pogoda tez anty-klimaksowa, nie da się już ignorować zimnych nocy i udawać,że cały czas jest lato. co prawda w naszym zakątku kalifornii nie ma zbyt wielu oczywistych oznak zmian pór roku, takich na przykład jesiennych liści, ale akurat sąsiedzi kilka domów obok mają kilka klonów przed domem i te klony są już prawie łyse, a ich trawnik jest wyściełany pięknym liściastym dywanem. nelo kocha tam sikać i generalnie wszystko obwąchiwać, więc se tak ostatnio codziennie w tych liściach fajnie brodzimy, i jest dość nostalgicznie.
wczoraj też odkurzyłam swoje europejskie korzenie, albowiem zakupiłam butelkę campari i se sączyłam cały wieczór, campari and soda plus splash of OJ. euro-izm ćwiczymy do stycznia, bowiem w styczniu kierunek geneva oraz france. szukam jakiś dostępnych cenowo hoteli w genevie i na obecnym etapie już same francuskie nazwy hoteli wprawiają mnie w euforię. i co z tego, że hotel savoy tudzież hotel cristal to potencjalnie obskurne dziury. wizje croisantów na śniadanie, banków szwajcarskich oraz wielkiego świata są w obecnej chwili moją jedyną motywacją na następne 2 miesiące.
Sunday, November 9, 2008
But a RocknRolla, oh, he's different. Why? Because a real RocknRolla wants the fucking lot
Friday, November 7, 2008
happiest time of the year
i flickr, you flickr, we all flickr!
Wednesday, November 5, 2008
how i got my country back
*****
hubby stwierdzil: "i feel like i FINALLY got my country back". trudno sie nie zgodzic. jest szansa, ze ultra-konserwatywna, pro-wojenna, anty-dyplomatyczna ameryka z kretynskim bufonem u steru przejdzie do historii. oby.
*****
jest to dla mnie niesamowite, ile ludzi głosowało. nie chodzi nawet na kogo. sam fakt, ze ludzie stali w kolejkach godzinami OD TYGODNI, żeby oddać swój głos - moim zdaniem potęga i szacunek dla narodu. i jeśli to nie jest demokracja, to nie wiem co jest.
*****
i na koniec, odnośnie przemowy mccaina. aż mi go było żal. to był mccain, którego dażyłam sympatia półtora roku, czy dwa lata temu. facet z klasa. hm - maverick. moim zdaniem, ostatnia ofiara machiny republikańskiej.
Tuesday, November 4, 2008
one step forward, two steps back
o co chodzi z prop 8. w maju tego roku kalifornijski sąd najwyższy, w wyniku głosowania, zatwierdził prawo do ślubu dla par homoseksualnych. ponieważ sprawa jest kontrowersyjna, zebrano wystarczającą ilość podpisów, aby nad tą legislacją głosować w wyborach powszechnych. (w ramach systemu "checks and balances")
"Proposition 8 is an initiative state constitutional amendment on the 2008 California General Election ballot, titled Eliminates Right of Same-Sex Couples to Marry. If passed, the proposition will "change the California Constitution to eliminate the right of same-sex couples to marry in California." A new section would be added stating "only marriage between a man and a woman is valid or recognized in California."
na dzień dzisiejszy sondaże wskazują, że prop 8 zostanie najprawdopodobniej zatwierdzona, czyli małżenstwa homoseksualna zostaną z powrotem zdelegalizowane.
Monday, November 3, 2008
with bated breath
rain, schmain
w weekend za to bardzo malowniczo zacinał deszcz i wiało. prawie jak halny. idealna pogoda kocykowo-kanapowo-filmowa. fajna zmiana bo 6 miesiącach uporczywego słońca. gdyby nie ta cholerna 17, to byłoby całkiem milutko.
Friday, October 31, 2008
norma
ukochana ciocio-babcia mojej przyjaciółki wyszła z domu na wielkanoc kilka lat temu i nie wróciła. została potrącona na pasach, zmarła.
pewien bliski bliskiej mi osoby potrącił pieszego. pieszy przeżył, a potem z tego co pamiętam to pozwał.
dziś w mojej rodzinie ktoś potrącił pieszego. facet był ponoć kompletnie pijany i "tylko" złamał rękę. przyjechała policja, spisała raport, klienta zawieziono na izbę wytrzeźwień. więcej nie wiem. być może faktycznie centralnie wlazł pod koła, ale nie bardzo wyobrażam sobie jak.
i tu mnie nurtuje. czemu w polsce wypadki samochodowe są normą. tzn wiem czemu, doskonale wiem, bo widzę jak ludzie jeżdżą. oraz wiem, polscy kierowcy są nietykalni. NIETYKALNI. nawet gdy jest udowodniona wina. ale czemu ludzie jeżdżą jak nienormalni i czemu jest to zawsze wina pieszego. skąd to się w ludziach bierze???? skąd ta arogancja??? brak instynktów samozachowawczych???? autoagresja?
"Tym, co „wyróżnia" nas w sposób szczególny, jest drastycznie wysokie zagrożenie pieszych, którzy stanowią 40 proc. ofiar wypadków drogowych (w krajach Unii Europejskiej odsetek ten wynosi 15 proc.). W polskich miastach aż 60 proc. wypadków to potrącenia pieszych. Pod tym względem stanowimy ewenement na skalę światową. Statystyczne zagrożenie polskiego uczestnika ruchu drogowego jest dziś trzykrotnie większe niż w przypadku Brytyjczyka, Szweda czy Holendra.
Cudzoziemcy, którzy mieli wątpliwą „przyjemność" podróżowania po polskich drogach, mówią o nich, że to „pola śmierci".
Eksperci są zgodni, że podstawową przyczyną kolizji drogowych w Polsce jest nadmierna prędkość (prawie 30 proc. wypadków). Z tego powodu policja karze mandatami corocznie ponad 900 tyś. kierowców. To oczywiście oficjalne statystyki - można się jedynie domyślać, że liczba osób, które uniknęły odpowiedzialności („dogadując"się z radarowcami), jest wielokrotnie większa."
*** jeszcze update, bo przypomniało mi się. jakiś czas temu była głośna sprawa, 3 polskich turystów zabiło w tatrach misia. była sprawa w sądzie, media, dostali wyrok więzienia. i wtedy pomyślałam: polskie prawo ceni życie misia tatrzańskiego wyżej, niż życie mojej matki. jej zabójca praktycznie został rozgrzeszony w sądzie, mimo że zabił kobietę na pasach, przekraczjąc dozwoloną prędkość DWUKROTNIE. ja wiem, że misie są pod ochroną. natomiast ewidentnie ludzie w polsce nie są pod ochroną. nie rozumiem i mówiąc szczerze nie chcę rozumieć ani racjonalizować. jest to złe.
Thursday, October 30, 2008
bloody hell
jutro niestety halloween, niestety bo nie mam w ogóle nastroju na przebierane imprezy, ale zaprosili nas dobrzy znajomi a ja z kolei wydałam wojnę swojej nietowarzyskości (wojna ta trwa od dawna, efekty są jak na razie mieszane, ale liczy się chyba tzw. effort), więc jakby nie mam wyboru. koleżanka miłosiernie pożyczyła kostium, więc chociaż nie muszę przebijać się przez dzikie tłumy w halloween store.
oraz w ramach wątku british invasion w weekend wchodzi na ekrany nowy guy ritchie: rocknrolla. stej tund.
Tuesday, October 28, 2008
the word
Monday, October 27, 2008
british invasion
Saturday, October 25, 2008
property virgins
z rozrywek mniej stresujących byliśmy dziś lokalnym na farmers market, taki gloryfikowany targ, z farmerami hipisami sprzedającymi organiczne warzywa i owoce. piękne słońce i upał, stoiska uginały sie pod jesienną ofertą okolicznych farmerów, masa kupujących, hipisi i hipisi wannabes oraz my.
a teraz przyszła mgła - taka, że wracając z mojego wieczornego marszu wracałam do domu niemalże po omacku. idealna pogoda halloweenowa.
Thursday, October 23, 2008
I got to get away Feel I got to get away Oh oh oh yeah
pierdolę recesję, znaleźliśmy i-de-al-ny domek w tahoe, nad samym jeziorem. domek wolnostojący, nie jakieś tam condo w molochu, kominek, "dogs are welcome", oraz, tadam: hot tub, wielkie jacuzzi DWUOSOBOWE. tak więc przez 4 dni będziemy uskuteczniać naszą wersję dziękczynienia, czyli obgryzać nogi indycze w owym jacuzzi na przemian z rąbaniem drwa (ulubiona rozrywka hubbiego) tudzież maseczką z butternutsquasha na ryju (moi), zapijając wódką z cranberry. nie wiem czy to rozsądne podejście, może powinniśmy zacisnąć pasa i posypać głowę popiołem bo recesja, nasi znajomi zrezygnowali z corocznych wakacji grudniowych na hawajach BO RECESJA. nie wiem, nie mam opinii w tym temacie mówiąc szczerze. natomiast swieżo upieczony podwójny tatuś kolega bartas zapowiedział, że jak kryzys, to ani chybi nastąpi wyż demograficzny, więc może coś dobrego z tego wszystkiego będzie?
Tuesday, October 21, 2008
Your head will collapse, But there's nothing in it, And youll ask yourself, Where is my mind ***
jakiś czas temu szwagierka-nujorkerka zarzuciła pół-żaretm: “ania, you lost your edge”. rozmawiałyśmy bodajże o filmach. szwagierka jest bardzo aktywna kulturowo, koncerty, art openings, spejalne pokazy filmowe, after-parties i w ogóle. ja też tak kiedyś miałam co nie. film był moją wielką pasją. chodziłam do kina SAMA. może nie na jakieś totalnie eksperymentalne ekstremy, ale chodziłam nawet czasami po kilka razy w tygodniu, kino niezależne kochałam. pod tym względem NY był ideałem, mekką, rajem. a teraz co? kupa. jedyne na co mam energię to maraton dvd „30 Rock” (boski btw). czuję się wyzuta i wyżuta inetelekualnie jak nigdy. najlepsze jest to, że nie ma na to jakiś specjalnych powodów, typu wyjący bachor czy ultra-wymagająca praca. OK, po śmierci mojej matki przez rok oglądalismy tylko i wyłącznie komedie (a w szczególności po tym jak na filmie „Pan’s Labyrinth” dostałam ataku płaczu jak nigdy przedtem) oraz hubby monitorował wszytsko przez pryzmat czy: a) ktoś umiera , b) czy pokazują wypadki samochodowe. ale ta era minęła już na dobre chyba więc teoretycznie chyba mogłabym zacząć uaktywniać mój mózg od nowa. bo marazm mnie zeżre do końca i tak jak teraz mi się wydaje, że nie mam inetelektualnie NIC wspólnego z anią k. z roku powiedzmy 2003, to co będzie później?
***pixies rzecz jasna. ukłon dla dixies za przypomnienie mi.
Monday, October 20, 2008
Saturday, October 18, 2008
slice of paradise
Friday, October 17, 2008
bailout this, bailout that
Thursday, October 16, 2008
dia de los muertos
aż mi się nie chce wierzyć, że nikt nie czytał misia paddingtona. czyżbym była ewenementem? fakt faktem, że moja matka była zagorzałą anglofilką (poza byciem umiarkowanie zagorzałą żydo-filką) i zapewne jej marzeniem było wysłanie mnie do jakiejś prestżowej boarding school w szkocji, gdzie ja przechadzałabym się po parku w tweedowym płaszczu, białych podkolanówkach, z tomikiem poezji edtith wharton w ręku, a my widywałybyśmy się w weekendy, udając się w podskokach na gorącą czekoladę bądź hot cider. z braku laku być może rekompensowała misiem paddingtonem?
anywho. zrobiło się już trochę tweedowo, thanksgiving za pasem i szukam jakiegoś PRZYSTĘPNEGO cenowo domku/cabin/condo w okolicach taho/high sierra/ yosemite bądź kings canyon. jakby co to proszę o cynk.
zbliża sie też haloween i jestem w procesie ponownego oswajania tego miłego dnia, dostaliśmy bowiem zaprosznie na imprezę. moje pierwsze lata w tym kraju, w nujorku, no cóż -- najlepsze imprezy że tak powiem życia, a halloweeny w szczególności. kultu święta zmarłych z domu nie wyniosłam, moja matka unikała cmentarzy, bo "powodowały u niej depresję". w sumie się nie dziwię. z kolei ojciec co roku odbywał pielgrzymki na grób swojego ojca, czasami się na nie załapywałam a czasmi nie. potem hameryka, haloween i tak właśnie zleciało. potem w 2006 zginęła moja matka i mówiąc szczerze przez ostanie dwa lata haloween stały się dla mnie (o ironio) znów świętem zmarłych. wszyscy na imprezę a ja miałam ochote zakopać łeb w piasek, ewentualnie popiół i do imprez (jakichkolwiek) nie mogło mi być dalej. po raz pierwszy zabrakło mi tego cholernego święta zmarłych, chwili na medytację i symboliczne zjednoczenie sie ze zmarłymi. choć pewnie gdybym była w polsce i miała możliwość odwiedzenie cmentarza, pewnie bym tak samo jak ona odchorowywała ten dzień i robiła wszystko, żeby na ten cmentarz nie iść.
a tytułowy dia de los muertos to dzień zmarlych w meksyku. z tego co rozumiem (bo nigdy nie byłam osobiście świadkiem), meksykanie połączyli kult zmarłych z imprezą i owszem, spędzają ten dzień na cmentarzu, ale też sie bawią i cieszą i jest to dużo lżejsze niż nasze polskie, smutne i ponure zaduszki. osobiście bardzo mi się ta idea podoba, jest taka...ludzka.
Monday, October 13, 2008
please look after this bear
o jeeezuuu!!! google uhonorował misia paddingtona (50 rocznica pierwszej edycji książki)!!!! palec pod budke kto czytał lub komu czytano misia paddingtona! nawet ostatnio zgadałam się z hubbym, bo nasze lektury dzieciństwa dość mocno się różnią (dr seuss? hę? ptasio radio może?) - a tu prosz. oboje znamy i lubiamy misia paddingtona. i jak tu nie kochać googla ja się pytam?
Sunday, October 12, 2008
ząb zupa zębowa
Thursday, October 9, 2008
big wave surfing
Wednesday, October 8, 2008
the meaning of life
Tuesday, October 7, 2008
debating our destiny
Monday, October 6, 2008
tempus fugit/everybody needs a little romance
Friday, October 3, 2008
when celebrities blog
jutro
Thursday, October 2, 2008
quote of the day
"Marriage is give and take. You'd better give it to her or she'll take it anyway." (Joey Adams- nie mam pojecia, kto to jest)
Wednesday, October 1, 2008
warren buffet na prezydenta
Tuesday, September 30, 2008
obama mama
Monday, September 29, 2008
love thy mother
Saturday, September 27, 2008
floating into the night
Thursday, September 25, 2008
nigerian scam goes main street
"Dear American:
I need to ask you to support an urgent secret business relationship with a transfer of funds of great magnitude.
I am Ministry of the Treasury of the Republic of America. My country has had crisis that has caused the need for large transfer of funds of 700 billion dollars US. If you would assist me in this transfer, it would be most profitable to you.
I am working with Mr. Phil Gramm, lobbyist for UBS, who will be my replacement as Ministry of the Treasury in January. As a Senator, you may know him as the leader of the American banking deregulation movement in the 1990s. This transactin is 100% safe.
This is a matter of great urgency. We need a blank check. We need the funds as quickly as possible. We cannot directly transfer these funds in the names of our close friends because we are constantly under surveillance. My family lawyer advised me that I should look for a reliable and trustworthy person who will act as a next of kin so the funds can be transferred.
Please reply with all of your bank account, IRA and college fund account numbers and those of your children and grandchildren to wallstreetbailout@treasury
Yours Faithfully Minister of Treasury Paulson"
Wednesday, September 24, 2008
stary niedzwiedz mocno spi
nelo osiagnela chyba ostatnimi czasy cos na ksztalt psiego zen. nie slucha sie W OGOLE. jasne, kasia k. moze zaswiadczyc, ze wczesniej sie juz nie sluchala (sluchala sie za to czikagowskich kabanosow). ostanimi czasy jednak nelo ma zlew nawet na swojego alpha dog aka daddy aka moj maz. maz wola i wola. ona: nic. rzuci obojetne spojrzenie znad obwachiwanej kupy/sikow psa sasiada, po czym udaje sie W PRZECIWNYM KIERUNKU. nie powiem, jest to duzy afront dla f., ewidentne lamanie psiej etykiety, w zywe oczy. nelo zawsze do tej pory olewala wszystkich to fakt, ale nigdy nie f. na stare lata chyba skumala wreszcie, ze to ona rzadzi nami, a nie my ja.
Tuesday, September 23, 2008
all you need is love
Monday, September 22, 2008
fuck you i won't do what you tell me
Sunday, September 21, 2008
tis' the season
pojawila w ten weekend sie nasza ulubiona pumpkin patch. zatem swieta za pasem, czas odmolic christmas sweaters oraz zaczac odkurzac sztuczne choinki i plastikowe renifery...
nelo jak zwykle byla zagubiona
kuzyn dan szukal az znalazl....
potem trzeba bylo sie napic. wine tasting w storrs winery
alexander winery. oprocz wina facet destyluje gin, wodke i absinth. probowalismy wszystkiego. he. ja w ilosciach minimalnych, jako, ze ktos musial prowadzic.
alexander winery
gin, te ciemniejsze butelki to absinth, wysokie z bialego szkla - wodka
****